wtorek, 7 maja 2013

Skarpetka / Ponožka

Dawno, dawno temu w dalekiej krainie… A właściwie ani nie tak dawno, ani nie tak daleko wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Co mam na myśli? Parę dni temu pod moim komentarzem do zdjęcia szwagierki, zamieszczonym 7 marca 2010 roku, znalazłam takie oto zdanie „Fryta pisze do Martinki po angielsku, ale zabawnie” (gwoli wyjaśnienia – „Fryta” to taka staruteńka ksywa z czasów dawniejszych niż dawne, którą posługiwały się tylko 2 osoby o równie wdzięcznych przezwiskach, mianowicie Olej i Musztarda :)). Ano właśnie. Pisze po angielsku. Bo chociaż z trudem sobie ten czas przypominam, tak mi się wydaje odległy, to jednak nie od razu umiałam mówić po słowacku i nie od razu byłam w stanie dogadać się z rodziną i przyjaciółmi mojego męża. Mało tego – pierwsze próby można uznać co najmniej za nieudane :). Tak, tak, tyle razy już słyszałam, jak to każdy Polak dogada się ze Słowakiem. Tylko że w tych opowieściach nikt nigdy nie wspomina, ile wpadek można po drodze zaliczyć :). Przykład? Proszę bardzo, jedno z moich wdzięczniejszych faux pas, a zarazem wzorcowy przykład, jak nie zjednać sobie przyszłych teściów ;): moi teściowie wyśmienicie pieką i gotują. W czasie jednego z moich pobytów w domu rodzinnym M., jeszcze przed zaręczynami, zeszłam nieśmiało do kuchni i chcąc wyrazić uznanie dla ich pracy, powiedziałam: „Mmm, ale pachnie!” I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że tym samym powiedziałam „Mmm, ale śmierdzi”, bo po słowacku „zapach” to „smród” :). Całe szczęście, że teściów mam kochanych i bardzo otwartych, ale co się najadłam wstydu, to moje :). Krótko mówiąc, jeśli ktoś mówi, że rozmowa ze Słowakiem po polsku to bułka z masłem – nie wierzcie :).
Ale nie taki diabeł straszny… Przez pół roku od poznania M. i drugie pół roku, gdy już byliśmy parą, rozmawialiśmy wyłącznie po angielsku, ale nie każdy z jego otoczenia posługiwał się tym językiem i trzeba sobie było jakoś radzić. Moje metody? Po pierwsze ręce :). Tymi da się całkiem sporo pokazać ;). Po drugie, mimo wszystko, język polski. W połączeniu z rękami i ślimaczym tempem mówienia przynosił nie najgorsze efekty :). Po trzecie – metoda chyba najefektywniejsza, a na pewno najłatwiejsza – znaleźć sobie kogoś, kto jednak mówi po angielsku, żeby wszystko tłumaczył :D. I jakoś to szło :).
Nie mogło to jednak trwać wiecznie. Bardzo dobrze pamiętam moją pierwszą lekcję słowackiego, której oczywiście udzielił mi mój mąż. Były to wakacje 2010, pół roku od naszych początków, jechaliśmy z Gdańska przez Niemcy i Czechy na Słowację. Podróż długa, jakoś trzeba sobie ten czas wypełnić, a ile można rozmawiać po angielsku :).
I się zaczęło… Najpierw trajkotałam w nieskończoność o wszystkim możliwym (jak to ja :)) i jakoś tak przełączałam się co chwila na język polski, co 5 minut zadając pytanie: „Ale na pewno rozumiesz? Mogę mówić po polsku?”. Gdy M. za każdym razem kiwał twierdząco głową (co biedny miał robić, prowadził w tym czasie samochód ;)), padło w końcu to niezapomniane pytanie: „M., a jak się powie po słowacku >skarpetka<?” :) Ponožka. To od tego słówka zaczęła się moja przygoda z językiem słowackim, która trwa nieprzerwanie do dziś i przynosi owoce, których bym sobie nie wyśniła. Gdyby ktoś powiedział mi jeszcze parę lat temu, że będę kiedyś tłumaczyć z języka słowackiego, potraktowałabym go gromkim śmiechem, a tymczasem tym się teraz w wolnych chwilach zajmuję :). Życie naprawdę potrafi zaskoczyć. Albo prekvapiť, jak by powiedział mój mąż.
Na koniec wróćmy jeszcze raz do tej wymiany komentarzy pod zdjęciem, pod którym 3 lata temu napisałam do mojej szwagierki „You look marvelous in this pic”.

O: Fryta pisze do Martinki po angielsku, ale zabawnie
Ja: Stare dzieje, ale i tak bywało :).
O: właśnie próbuję otrząsnąć się z szoku jaki był stan rzeczy 3 lata temu
Ja: Inny.





Kedysi dávno, pradávno, v ďalekej krajine... A vlastne ani nie tak dávno, ani nie tak ďaleko vyzeralo všetko celkom inak. Čo mám na mysli? Pred pár dňami som pod svojim komentárom do fotky mojej švagrinej, pridaným 7.3.2010, našla takúto vetu: „Fryta píše Martinke po anglicky, to je zábavné” (kvôli ozrejmeniu – „Fryta” je taká stará prezývka z čias dávno minulých, ktorú používali iba dve osoby s rovnako vďačnými prezývkami, a to Olej a Musztarda :) [Frytka = hranolka, Musztarda = horčica, pozn. prekl.]). No presne. Píše po anglicky. Lebo hoci si ten čas pripomínam iba s ťažkosťami, tak sa mi zdá vzdialený, nevedela som hneď rozprávať po slovensky a nebola som hneď schopná dohovoriť sa s rodinou a priateľmi môjho muža. Ba čo viac, prvé pokusy môžem uznať prinajmenšom za neúspešné :). Áno, áno, toľko ráz som už počula, ako sa každý Poliak dohovorí so Slovákom. Akurát, že v tých rozprávaniach sa už nespomína, koľko omylov možno na tej ceste spôsobiť :). Príklad? Nech sa páči, jedno z mojich najvďačnejších faux pas a zároveň modelový príklad,ako si nenakláňať budúcich svokrovcov ;): moji svokrovci výborne varia i pečú. Počas jedného z mojich pobytov u nich, ešte pred zásnubami, som prišla nesmelo do kuchyne a chcela vyjadriť uznanie ich práci, nuž som povedala: „Mmm, ale pachnie!” [pachňe, pozn. prekl.] A všetko by bolo v poriadku, keby som tými slovami nepovedala „Mmm, ale smrdí”, lebo po slovensky „zapach” znamená „smrad” :)[v poľštine zapach = vôňa bez odtieňa, či už negatívneho alebo pozitívneho, ale výraz „ale pachnie“ = ale to PEKNE vonia, pre ilustráciu, slávny román Patricka Süskinda „Parfém“ sa po poľsky volá „Pachnidło“, pozn. prekl.]. Našťastie mám veľmi milých a otvorených svokrovcov, ale tá hanba sa už neodstane :). Skrátka, ak niekto vraví, že rozhovor so Slovákom po poľsky sa dá zvládnuť ľavou zadnou, neverte :).
Nie je to však tiež také strašné... Pol roka od trvania našej známosti s M. i ďalšieho pol roka, keď sme už tvorili pár, sme sa rozprávali výlučne po anglicky, ale nie každý z jeho okolia ovládal ten jazyk, nuž bolo si treba nejako poradiť. Moje metódy? Po prvé, ruky :). Tými sa dá celkom veľa ukázať ;). Po druhé, napriek všetkému, poľština. V spojení s rukami a slimačím tempom reči som ňou dosahovala nie najhoršie výsledky :). Po tretie – metóda snáď najefektívnejšia a určite najľahšia – nájsť niekoho, kto hovorí po anglicky, aby všetko prekladal :D. A nejako som si poradila :).
Nemohlo to však trvať večne. Veľmi dobre si pamätám moju prvú lekciu slovenčiny, ktorú mi, samozrejme, dal môj manžel. Bolo to počas prázdnin 2010, pol roka od našich začiatkov, šli sme z Gdańska cez Nemecko a Česko na Slovensko. Cesta dlhá, nejako treba ten čas vyplniť, a ako dlho možno rozprávať po anglicky :). A začalo sa... Najprv som donekonečna rapotala o všetkom možnom (ako zvyčajne :)) a akosi som každú chvíľu prepínala na poľštinu, každých 5 minút s otázkou: „Ale určite mi rozumieš? Môžem hovoriť po poľsky?”. Keď M. vždy súhlasne pokýval hlavou (čo mal chudák robiť, keď vtedy šoféroval ;)), padla napokon tá nezabudnuteľná otázka: „M., a ako sa povie po slovensky >skarpetka<?” :) Ponožka. Takže od toho slovíčka sa začalo moje dobrodružstvo so slovenčinou, ktoré trvá nepretržite doteraz a prináša ovocie, o ktorom sa mi nikdy nesnívalo. Keby mi niekto ešte pred pár rokmi povedal, že raz budem prekladať zo slovenčiny, dostalo by sa mu hlasného smiechu, a vlastne tým sa teraz vo voľných chvíľach zaoberám :). Život dokáže naozaj zaskoczyć. Alebo prekvapiť, ako by povedal môj manžel.
Na koniec sa ešte raz vráťme k tej výmene komentárov pod obrázkom, kde som pred 3 rokmi švagrinej napísala „You look marvelous in this pic”.

O: Fryta píše Martinke po anglicky, to je zábavné
Ja: Staré časy, ale aj také bývali :).
O: Práve sa snažím otriasť z šoku, ako to vyzeralo pred 3 rokmi
Ja: Inak .