wtorek, 12 listopada 2013

Pierwsze urodziny / Prvé narodeniny

To był dość pochmurny poniedziałek. W telewizji dawali tego dnia finał ATP World Tour Finals, Federer kontra Djoković. Na polskich stronach internetowych – echa wydarzeń z 11 listopada, na słowackich – powszednie wiadomości: dziura budżetowa, posiedzenie rządu, wypadki. Dzień wcześniej byliśmy jeszcze z M. na imprezie u przyjaciela, oglądaliśmy jego zdjęcia z dzieciństwa. A tego dnia pojechaliśmy rano do szpitala. O 11:46 przyszła na świat nasza córka.
Dużo mam w głowie pomysłów na posty. Ale tego listopadowego wpisu nie mogłam odstąpić żadnemu innemu tematowi. Listopad należy do małej. Tyle że zastanawiając się nad tym, co właściwie napisać, uświadomiłam sobie, że nie ma co pisać o małej, że jej pierwsze urodziny to tak naprawdę moje pierwsze urodziny – nie tylko jako mamy, ale i po prostu, odmienionego człowieka.
Dla niej ten dzień nie różnił się od innych, no, może dostała więcej smakołyków do zjedzenia. Dla mnie to data niezwykła. Ale… cholernie trudno jest pisać o miłości. Niby to coś, co kształtuje, co towarzyszy każdemu dniowi, co daje siły, ale jak już przyjdzie co do czego, to pod palcami same banały. Ugryźć temat tak po prostu? Kocham. Szalenie. Boję się. Też szalenie. Troszczę. Ze wszystkich sił. Wkurzam. Gdy tracę cierpliwość. Płaczę jak głupia. Gdy mija rok od narodzin mojego dziecka.
Ale zmieniam się nie tylko w stosunku do małej. Uśmiecham się bardziej otwarcie do ludzi – jak ona może, to ja też. Walczę o siebie – muszę walczyć o jej dobro, więc czemu nie o swoje? Próbuję marzyć – bo chcę, by i ona potrafiła, a od kogo ma się tego nauczyć, jak nie od swojej mamy. I wreszcie – mam energię do życia, do działania, po prostu mi się chce.

Wszystko dzięki niej, ale nie o niej. O mnie.

Bol to dosť pochmúrny pondelok. V televízii v ten deň dávali finále ATP World Tour Finals, Federer proti Djokovičovi. Na poľských stránkach boli ozveny udalostí 11. novembra, na slovenských všeobecné správy: diera v rozpočte, zasadnutie vlády, nehody. Deň predtým sme boli s M. ešte na návšteve u priateľa, pozerali sme si jeho fotky z detstva. A v ten deň ráno sme šli do nemocnice. O 11:46 prišla na svet naša dcérka.
V hlave mám veľa myšlienok na témy blogu. Ale ten novembrový som nemohla odstúpiť žiadnej inej. November patrí malej. Avšak pri rozmýšľaní o tom, čo vlastne napísať, som si uvedomila, že nebudem písať o malej, ale že jej prvé narodeniny sú v skutočnosti mojimi prvými narodeninami - nielen ako mamy, ale tak všeobecne, zmeneného človeka.
Pre ňu tento deň nebol iný, no, možno dostala viac sladkostí. Pre mňa je tento dátum neobvyklý. Ale... ukrutne ťažko je písať o láske. Malo by to byť niečo, čo formuje, čo sprevádza každým dňom, čo dodáva silu, ale keď už k tomu príde, človeku sa spod klávesnice rinú banality. Uchopiť tému priamočiaro? Milujem. Šialene. Bojím sa. Tiež šialene. Starám sa. Zo všetkých síl. Hnevám sa. Keď strácam trpezlivosť. Plačem ako hlúpa. Keď plynie rok od narodenia môjho dieťaťa.
Ale mením sa nielen vo vzťahu k malej. Usmievam sa na ľudí viac slobodne - keď môže ona, ja môžem tiež. Bojujem o seba - musím bojovať o jej dobre, nuž prečo nie o svoje? Skúšam snívať - pretože chcem, aby to aj ona vedela, a od koho sa má učiť, ak nie od svojej mamy. A napokon - mám energiu do života, do činnosti, jednoducho sa mi chce.

Všetko to kvôli nej, ale nie o nej. O mne.