środa, 31 października 2018

Drugie dno / Druhé dno


Dostałam ostatnio cios. Jeden z tych bardziej bolesnych, prosto w serce. Aż zabrakło mi tchu. Przez kilka dni byłam rozsypana na tysiące małych kawałeczków i kompletnie nie mogłam się pozbierać. Uderzyła mnie moja samotność.

To nie tak, że się z tą samotnością nie znamy. Właściwie na co dzień żyjemy całkiem zgodnie. Ale zwyczajnie nie byłam przygotowana na wydarzenia, które nastąpiły w minionym miesiącu, nie zdążyłam założyć zbroi, nie zdążyłam postawić gardy.

Co się takiego stało? Niby nic, ot, powód do dumy. Moja córka chodzi do „zerówki” w przedszkolu, ale gdy poszła na zajęcia dla przedszkolaków przy Szkole Polskiej, wyróżniała się na tyle, że zaproponowano nam, by dołączyła na zajęcia do pierwszej klasy. Pierwotnie nie chcieliśmy niczego przyspieszać, mała skończy w listopadzie 6 lat, w obu naszych krajach powinna rozpocząć naukę w tym samym roku szkolnym, 2019/2020, i uznaliśmy, że tak będzie najlepiej. Ale nie da się ukryć, że MN. jest molem książkowym, typem intelektualistki. Na hasło „szkoła” zaświeciły się jej oczy. W ten sposób decyzja podjęła się sama, jakoś poza nami i naszymi planami.

Tymczasem temat rozpoczęcia przez moje najstarsze dziecko szkoły był jednym z tych, który od dawna w tym moim życiu na obczyźnie wzbudzał we mnie olbrzymi lęk. Nie, nie dlatego, że mam problem z wypuszczeniem małej MN. z rodzinnego gniazda. Po prostu w tym jednym wydarzeniu – rozpoczęciu nauki – skupia się całe mnóstwo przeróżnych moich emocji, wyobrażeń, niepokojów.

Żeby to lepiej wytłumaczyć, muszę na chwilę cofnąć się w czasie.

Moja cudowna mama poświęciła mi i mojemu bratu bardzo, bardzo dużo siebie, swojego czasu, swojej uwagi (mamo, dziękuję :*). Szkoła to była głównie jej domena, bo tata miał zdecydowanie mniej czasu i cierpliwości. Mama pomagała w lekcjach, mama pilnowała, mama organizowała i była zaangażowana w życie szkolne i klasowe. Żeby nie było – nie wyręczała nas, byliśmy z moim bratem całkiem kumatymi dziećmi ;). Ale mama była bardzo ważnym filarem tej naszej drogi edukacyjnej, zwłaszcza gdy poszłam jeszcze do szkoły muzycznej i przez kilkanaście lat ciągnęłam dwie szkoły równolegle.

Na takiej bazie powstało więc moje wyobrażenie o supermamie. Taką mamą dla moich dzieci, gdy pójdą do szkoły, zawsze chciałam być. Tymczasem związek międzynarodowy rozbija kolejne wyobrażenia – o idealnym związku z kolegą „zza rogu”, o mieszkaniu blisko domu rodzinnego, o wpadaniu do mamy na popołudniową kawę. I właśnie – o byciu mamą, która pomoże swoim dzieciom w lekcjach, która sprawdzi wypracowanie z polskiego, która przepyta z królów polskich…

Bardzo, bardzo nie chciałam, żeby ten moment nadszedł. By to moje kolejne wyobrażenie rozbiło się w drobny mak. Nie chciałam o tym w ogóle myśleć. I zostałam wzięta z zaskoczenia. Bo choć w Szkole Polskiej moja córka zaczęła naukę polskiego, to jednak poczułam, jakby wszystko wokół z prędkością światła przybliżyło mnie do momentu, w którym podejmie naukę właściwą – z największym prawdopodobieństwem w szkole słowackiej. Gdzie nie będę już w stanie pomóc tak, jakbym chciała…

Uspokajam się, że to przecież jeszcze rok, ale dobrze wiem, że nie ucieknę przed tym. I ta świadomość sprawiła, że te wszystkie październikowe wydarzenia tak bardzo bolały i kosztowały tyle łez.

Tym bardziej, że na zmierzeniu się z własnymi niemożliwymi do zrealizowania marzeniami i wyobrażeniami temat się nie kończy. Kolejna kwestia, która nieuchronnie wiąże się z podjęciem przez nasze dzieci nauki w szkole, to ograniczenia. Obecnie mamy bardzo komfortową sytuację – M. ma sporo wolnego w pracy, ja pracuję z domu, moi rodzice są zawsze otwarci, żeby nas przyjąć, na linii Gdańsk-Wiedeń latają samoloty. Nie jesteśmy w stanie pokonać tego tysiąca kilometrów raz w miesiącu, ale już raz na dwa-trzy nam się udaje. Na dodatek mamy możliwość niewpadania do Polski jak po ogień, bo przy tak dużej odległości naprawdę szkoda by było jechać tylko na weekend, więc zostajemy najczęściej na 2 tygodnie. Zdaję sobie sprawę, że szkoła stopniowo położy temu kres. A ten czas spędzany w Polsce jest dla mnie szalenie ważny i szalenie cenny. Na dodatek widzę, jak wiele dobrego daje też moim dzieciom.

Już ostatnia istotna sprawa, która nieubłaganie wiąże się ze szkołą, to wejście w grupę, przywiązanie. Mam świadomość, że to naturalne i potrzebne, więc nie mogę powiedzieć, że się tego boję – raczej tego mojej córce życzę. By była szczęśliwa, by odnalazła grono fajnych przyjaciół. Z drugiej strony wiąże się z tym nieuchronne wchodzenie w jedną z kultur i wiele wysiłku, niekoniecznie nagrodzonego sukcesem, będzie nas kosztować zachowanie w domu choć względnej równowagi między słowackością i polskością. To zresztą jest świat idealny, bo zdaję sobie sprawę, że tu nie tylko o chęci chodzi, a życie rządzi się swoimi prawami.

No właśnie, życie rządzi się swoimi prawami. I w końcu po tym wielkim uderzeniu musiałam się podnieść. Ale bardzo wiele mnie to kosztowało. Dlaczego to właśnie samotność mnie tak mocno uderzyła? Bo temat jest dla mnie tak trudny, że nie byłam w stanie go podjąć nawet z moim mężem; jedynym przejawem tej wewnętrznej walki były łzy. I uderzyła mnie świadomość, że w moim najbliższym otoczeniu nie ma nikogo, kto miałby podobne doświadczenia. Kto żyłby na obczyźnie i wychowywał tam dzieci, kto byłby w stanie dostrzec, że w pojęciu „szkoła” kryje się dla mnie coś więcej niż tylko jakiś mityczny koniec tego najbardziej beztroskiego dzieciństwa. Że dla mnie całe zagadnienie ma jeszcze drugie, o wiele głębsze dno, związane z naszą rodzinną dwukulturowością. Zabrakło mi zrozumienia. Miałam ramię, na którym mogłam się wypłakać, ale zabrakło mi serca i ucha, które by mnie cierpliwie wysłuchało, które pomogłoby mi do tych wszystkich lęków nabrać właściwego dystansu, zmierzyć się na spokojnie z tym, co musi nadejść. Bo że będę musiała się z tym w końcu zmierzyć, to pewne. Obym następnym razem była lepiej przygotowana. Muszę. Takie życie wybrałam.

Ławka szkolna MN.

Nedávno ma zasiahol úder. Jeden z tých bolestivejších, priamo do srdca. Až som stratila dych. Niekoľko dní som bola rozbitá na tisícky malých kúsočkov a vôbec som sa z toho nemohla dostať. Zasiahla ma moja osamelosť.

Nie, že by sme s mojou osamelosťou neboli staré známe. V skutočnosti spolu žijeme viac-menej bez nezhôd. Jednoducho som nebola pripravená na udalosti, ktoré sa stali tento mesiac, nestihla som sa obrniť a postaviť hradby.

Čo také sa stalo? Zdalo by sa, že nič, práve naopak, niečo, na čo by som mala byť hrdá. Moja dcéra chodí do poslednej triedy v škôlke, ale keď šla na krúžok pre predškolákov pri poľskej škole, natoľko sa vynímala, že nám navrhli, aby sa pripojila k prvákom. Spočiatku sme nechceli nič uponáhľať, malá bude mať v novembri 6 rokov, v oboch našich štátoch by teda mala začať chodiť do školy v školskom roku 2019/2020 a povedali sme si, že tak to bude najlepšie. Nedá sa však prehliadnuť, že MN je malý knihomoľ, intelektuálny typ. Pri slove „škola” sa jej zablyšťalo v očiach. Takto padlo rozhodnutie samo, akosi mimo nás a našich plánov.

Otázka začiatku školskej dochádzky môjho najstaršieho dieťaťa je však jednou z tých, ktoré vo mne pri mojom živote v inom štáte vzbudzujú obrovský strach. Nie, nie preto, že by som mala problém s vypustením malej MN z rodičovského hniezda. Jednoducho v tej jednej udalosti – začiatku školy – sa sústreďuje celá paleta najrôznejších emócií, predstáv a starostí.

Ak to mám lepšie vysvetliť, musím sa na moment vrátiť späť v čase.

Moja úžasná mama venovala mne i môjmu bratovi veľa zo seba, svoj čas, svoju pozornosť (mama, ďakujem :*). Škola bola hlavne jej doménou, pretože tato mal rozhodne menej času aj trpezlivosti. Mama mi pomáhala pri učení, dávala pozor, organizovala a bola zapojená do života mojej školy i triedy. Nemyslite si, že by robila niečo za nás, to nie, boli sme aj s bratom pomerne šikovní ;). Mama však bola veľmi dôležitým pilierom na tej našej ceste vzdelávaním, zvlášť, keď som ešte začala chodiť do hudobnej školy a dlhé roky som ťahala obe školy súčasne.

Na takomto základe teda vznikla moja predstava o supermame. Takou mamou mojich detí, keď pôjdu do školy, som vždy chcela byť. Avšak medzinárodný vzťah rozbíja stále ďalšie predstavy – o ideálnom vzťahu s kamarátom z vedľajšej ulice, o bývaní v blízkosti rodičov, o poobedňajšej káve s mamou, keď sa nám zachce. A tiež – o bytí mamou, ktorá pomôže deťom pri učení, ktorá skontroluje úlohu z poľštiny a preskúša z poľských kráľov...

Veľmi, veľmi som nechcela, aby tá chvíľa prišla. Aby sa ďalšia moja predstava rozbila na márne kúsky. Nechcela som na to myslieť. A prišlo to úplne nečakane. Hoci sa moja dcéra začala v poľskej škole učiť poľštinu, aj tak som pocítila, akoby sa začal s rýchlosťou svetla približovať moment, keď sa začne to hlavné vzdelávanie – s najväčšou pravdepodobnosťou v slovenskej škole. Kde už nebudem môcť pomáhať tak veľmi, ako by som chcela...

Upokojujem sa, že mám ešte rok, ale dobre viem, že pred tým neutečiem. A to vedomie spôsobilo, že všetky tie októbrové udalosti tak veľmi boleli a stáli toľko sĺz.

To všetko o to viac, že sa to celé nekončí pri konfrontácii skutočnosti s vlastnými, neuskutočniteľnými snami a predstavami. Ďalšou otázkou, ktorá sa nevyhnutne spája so začiatkom školskej dochádzky detí, sú rôzne obmedzenia. Teraz sme vo veľmi pohodlnej situácii – M. má veľa voľna v prácy, ja pracujem z domu, moji rodičia nás vždy radi prijmú, medzi Gdaňskom a Viedňou je letecké spojenie. Nie je možné prekonať tých tisíc kilometrov raz za mesiac, ale raz na dva až tri sa nám darí. Navyše, nemusíme do Poľska prichádzať len na krátky moment, lebo pri takej vzdialenosti by bola skutočne škoda chodiť len na víkend, preto väčšinou zostávame 2 týždne. Uvedomujem si, že so začiatkom školy táto výhoda postupne končí. Avšak ten čas trávený v Poľsku je pre mňa strašne dôležitý a cenný. Vidím tiež, koľko dobra to dáva mojim deťom.

Poslednou významnou záležitosťou, ktorá sa nevyhnutne spája so školou, je bytie súčasťou skupiny, prináležitosť. Je mi jasné, že je to prirodzené a potrebné, nedá sa povedať, že sa toho bojím – skôr to dcérke prajem. Aby bola šťastná, našla si dobrých priateľov. Na druhej strane sa s tým spája ponorenie sa do jednej kultúry – my zas budeme musieť vynaložiť množstvo námahy, nie nevyhnutne odmenenej úspechom, aby sa zachovala aspoň aká-taká rovnováha medzi slovenskosťou a poľskosťou u nás doma. Hovorím tu o ideálnom stave, pretože si uvedomujem, že nie vždy je to otázka vôle. Život má svoje vlastné pravidlá.

Tak je to, život má svoje pravidlá. Napokon som sa aj po tomto údere musela postaviť na nohy. Veľa ma to však stálo. Prečo ma tak veľmi zasiahla práve osamelosť? Lebo táto téma je pre mňa natoľko náročná, že som nebola schopná prebrať ju ani s vlastným mužom. Jediným prejavom toho vnútorného boja boli slzy. Zasiahlo ma vedomie, že v mojom najbližšom okolí nie je nik, kto by mal podobné skúsenosti. Kto žije v inej krajine, vychováva tam deti, kto by bol schopný pochopiť, že v pojme „škola” sa v mojej hlave skrýva aj niečo viac ako len mýtický koniec toho najviac bezstarostného detstva. Že pre mňa má celá táto záležitosť ešte druhé, oveľa hlbšie dno, spojené s dvomi kultúrami v našej rodine. Chýbalo mi pochopenie iného. Mala som rameno, na ktorom som sa mohla vyplakať, ale chýbalo mi srdce a ucho, ktoré by ma trpezlivo vypočulo, ktoré by mi pomohlo získať odstup od tých všetkých strachov, v pokoji sa konfrontovať s tým čo musí prísť. Lebo k tej konfrontácii musí prísť, to je jasné. Kiežby som nabudúce bola lepšie pripravená. Musím byť. Taký život som si zvolila.