wtorek, 31 marca 2020

Sztorm / Búrka

No to piszę ten wstęp po raz milion siedemset tysięcy dziewięćset sześćdziesiąty czwarty (i ostatni). Marzec. Przyjazd mamy. Dzieciaki lekko przeziębione. Pierwsze poważne ataki alergii u DJ. tej wiosny. Egzamin M. z polskiego na poziomie C1 w Krakowie (duma!). I trach. Koronawirus w Polsce. Koronawirus na Słowacji. #zostanwdomu, #zostandoma. Zamknięte szkoły. Kwarantanna. I wszystko, co znaliśmy, się nagle rozsypało.

Pierwsze odczucia? Niedowierzanie, oczekiwanie na rozwój wypadków, względny spokój mimo wszystko. A potem? Powoli wszystko zaczęło do mnie docierać – że część domowników znajduje się w grupie ryzyka, że moja mama, która miała zaplanowany lot powrotny na 24 marca, właściwie u nas utknęła i to bez zapasu lekarstw, że jestem w domu z trójką małych dzieci w różnym wieku, o różnych charakterach i różnych potrzebach, że pierwszy raz spędzimy Wielkanoc w Bratysławie i nie wiadomo, jak długo nie spotkamy się z polską i słowacką rodziną, że mój kraj zamknął granice, a ja jestem po ich drugiej stronie… Te i wiele innych myśli przewaliło się gigantyczną falą przez moją głowę. Przez moment czułam się bliska utonięcia.

Ale? Ale mam ogromne szczęście w tym całym nieszczęściu, które dotyka naszego świata. W naszym domu, na tych naszych siedemdziesięciu paru metrach z balkonem w te (obecnie) sześć osób kochamy się, lubimy, umiemy żyć zgodnie, mimo że siedzimy na kupie (żeby nie było – to nie tak, że ani trochę się nie kłócimy, ale w największych kłopotach zawsze trzymamy sztamę). Mamy co jeść, mamy pracę (choć ja, ze względu na dzieci i częściowe home office mojego męża, z niektórych zleceń muszę rezygnować), dzięki olbrzymiej pomocy mojej mamy jesteśmy w stanie zarówno prowadzić dom, jak i zapanować nad trójką dzieci i odpowiedzieć na ich potrzeby wsparcia, bliskości, edukacji, zabawy, ruchu, odpoczynku… Mam wspaniałych teściów, którzy nas kochają, tęsknią i pomagają, jak mogą (np. wysyłając nam do Bratysławy niedzielne ciasto :)). Mamy życzliwych nauczycieli szkolnych i przedszkolnych, którzy pomagają nam dobrze zorganizować dzieciom czas, troskliwego nauczyciela fortepianu, który wysyła MN. filmy wideo przedstawiające konkretne techniki gry, nad którymi mała może w domu pracować. Mamy pediatrę, która bez mrugnięcia okiem wypisała nam wszystkie potrzebne e-recepty, trafiliśmy na dermatolog, która nie zostawiła nas w potrzebie i gdy odwołała wizytę, na którą czekaliśmy od miesiąca, zaproponowała chociaż wideokonsultację i wypisała leki. Do tego mieszkamy w mieście, które zamknęło szkoły jako pierwsze na Słowacji (już 9 marca), prowadzi intensywną politykę informacyjną i wprowadza szereg działań prewencyjnych, dzięki czemu czuję się po prostu bezpieczniej. W ogóle to „bycie razem w kryzysie” silnie tu w moim otoczeniu na Słowacji wybrzmiewa. Fakt, że całą Słowację zalało maseczkowe pospolite ruszenie, że pani prezydent i cały parlament dają przykład, jest dla mnie budujący (i tak, wiem już z fanpejdża niniejszego bloga, że temat maseczek jest kontrowersyjny, ale ja jestem bardzo za). A że jestem osobą wierzącą, śledzę też poczynania Kościoła. Kościół na Słowacji bez zbędnych dyskusji poparł we wszystkim rząd, od razu rozpoczął akcję informacyjną, zalecał pozostanie w domach, wspierał odkrywanie w rodzinach tych maleńkich domowych kościołów, tworzenie w tych małych wspólnotach przestrzeni do wspólnej modlitwy, dostrzeganie Boga w codziennym życiu i podtrzymywanie nadziei.

Zatem ja tej nadziei nie tracę. Mimo wszystkich przeciwności, które spotykają moją rodzinę, mimo wielu dramatów, które przeżywają moi przyjaciele i dalsi znajomi, mimo tragedii, która spotyka teraz tylu ludzi w tylu krajach na całym świecie. Nie tracę nadziei, choć zdaję sobie sprawę, że nic już nie będzie takie samo. Ale przetrwamy to. Tylko bądźmy razem.


20 marca, nasze drugie i ostatnie wspólne wyjście na dwór, dzień po zakończeniu oficjalnej kwarantanny domowej.

Codzienny rozkład jazdy, bez którego byliśmy wszyscy niczym dzieci we mgle (pismo obrazkowe dla DJ.).

Słowacka rzeczywistość - codzienny program edukacyjny dla dzieci i prowadząca w maseczce.

Nasze typowe wyjście na dwór, czyli wiosenny balkoning :) (tylko obecność M. jest nietypowa).

Píšem tento úvod už po miliónty sedemtisíci deväťstošesťdesiatyštvrtý (a posledný) raz. Marec. Príjazd mamy. Deti ľahko prechladnuté. Prvé vážnejšie útoky alergia na DJ tejto jari. Skúška M. z poľštiny na úrovni C1 v Krakove (hrdosť!). A bum. Koronavírus v Poľsku. Koronavírus na Slovensku. #zostanwdomu, #zostandoma. Zavreté školy. Karanténa. A všetko, čo sme poznali, sa zrazu zosypalo.

Prvé pocity? Neschopnosť uveriť tomu všetkému, očakávanie na vývoj udalostí, napriek všetkému však relatívny pokoj. A potom? Pomaly mi začalo všetko dochádzať – že časť z obyvateľov nášho bytu je v skupine rizika, že moja mama, ktorá mala naplánovaný let naspäť na 24.3. u nás vlastne uviazla, na dôvažok bez zásoby liekov, že som doma s tromi malými deťmi v rôznom veku, s rôznymi povahami a potrebami, že prvý raz strávime Veľkú Noc v Bratislave a nie je jasné, koľko času prejde, kým sa stretneme s poľskou a slovenskou rodinou, že moja vlasť zatvorila hranice a ja som na ich druhej strane... Tie a mnoho iných myšlienok sa prevalili ako obrovská vlna mojou hlavou. Na chvíľu sa mi zdalo, že sa v tom utopím.

Ale? Ale mám obrovské šťastie v tom celom nešťastí, ktoré sa dotýka nášho sveta. V našom byte, na tých plus-mínus sedemdesiatich metroch s balkónom sa my šiesti (momentálny počet) ľúbime, máme radi, dokážeme žiť v zhode, napriek tomu že sme stále pokope (teda, nie je to celkom tak, že sa vôbec nehádame, ale pri najväčších problémoch vždy držíme spolu). Máme čo jesť, máme prácu (hoci ja som s ohľadom na deti a čiastočný home office môjho muža musela niekoľko objednávok odmietnuť), vďaka obrovskej pomoci mojej mamy sme schopní udržiavať domácnosť aj zvládnuť tri deti a naplniť ich potreby podpory, blízkosti, vzdelávania, zábavy, pohybu, odpočinku... Mám skvelých svokrovcov, ktorí nás ľúbia, cnie sa im za nami a pomáhajú nám, ako len môžu (napr. posielajú do Bratislavy nedeľné koláče :)). Máme žičlivých učiteľov v škole i škôlke, ktorí nám pomáhajú dobre zorganizovať deťom čas, starostlivého učiteľa hry na klavíri, ktorý posiela MN videá s ukážkami konkrétnych techník hry, s ktorými môžeme doma pracovať. Máme detskú lekárku, ktorá nám bez mihnutia oka vypísala všetky potrebné lieky elektronicky, našli sme dermatologičku, ktorá nás nenechala bez pomoci a keď musela odvolať návštevu, na ktorú sme čakali vyše mesiaca, ponúkla nám aspoň videokonzultáciu a vypísala lieky. K tomu všetkému bývame v meste, ktoré zavrelo školy ako prvé na Slovensku (už 9. marca), vedie intenzívnu informačnú politiku a zavádza celý rad preventívnych opatrení, vďaka čomu sa jednoducho cítim bezpečnejšie. Celkovo to heslo „byť spolu v čase krízy” v mojom okolí na Slovensku znie veľmi silno. Ten fakt, že celé Slovensko zaplavilo rúškové hnutie, že pani prezidentka a celý parlament sú príkladmi, je pre mňa inšpiráciou (áno, viem už z facebookovej stránky blogu, že téma rúšok je kontroverzná, ale ja som určite za). No a keďže som veriaca, sledujem tiež, ako sa správa cirkev. Katolícka cirkev na Slovensku bez zbytočných diskusií vo všetkom podporila vládu, okamžite začala s informačnou akciou, odporučila prebývanie v domácnostiach, podporila, aby každý našiel vo svojej rodine malú domácu cirkev a aby v nich vznikol priestor na spoločnú modlitbu, vnímanie Boha v každodennom živote a udržiavanie nádeje.

Tú nádej teda nestrácam. Napriek všetkým ťažkostiam, ktorým čelí moja rodina, mnohým problémom, ktoré prežívajú moji priatelia a známi, napriek tragédiám, ktoré zakúša toľko ľudí v toľkých krajinách na celom svete. Nestrácam nádej, hoci si uvedomujem, že nič už nebude ako predtým. Ale podarí sa nám cez to prejsť. Len v tom buďme spolu.