piątek, 29 lipca 2016

Hovorím po polsku, mówię po slovensky

Wakacje w pełni. Na całego. Wycieczki, lody, kąpiel w morzu, basen w ogrodzie i spotkania z rodziną. Nie jestem przekonana, czy miesiąc z dzieciakami u moich rodziców a ich dziadków mogę nazwać prawdziwym wypoczynkiem, ale jedno jest pewne – dzieci są szczęśliwe, a ja, patrząc na ich szczęście, jeszcze bardziej (poza tym gdzie będzie mi lepiej niż u mamy ;)). Ten miesiąc w Polsce jest bardzo ciekawy jeszcze z jednego powodu – znów dowiedziałam się czegoś nowego o rozwoju dwujęzyczności u mojej córki. I uznałam, że przyszła pora, by podzielić się z Wami pokrótce doświadczeniami językowymi z tych kilku lat jej życia.

Najpierw zwięźle o MN. – to typ intelektualistki i wnikliwego obserwatora rzeczywistości. W sytuacji dla niej nowej najczęściej przygląda się, nie angażuje, analizuje. I zapamiętuje. Mała odziedziczyła po nas talent muzyczny – niewątpliwie właśnie słuch i pamięć muzyczna pomogły jej w dość wczesnym rozpoczęciu mówienia. Nie pamiętam dokładnych dat, ale nie miała półtora roku, gdy posługiwała się już prostymi zdaniami („auto jedzie”, „taty nie ma” itp.). I się zaczęło :).

Ani ja, ani M. nie mieliśmy licencji na wychowanie dwujęzycznego dziecka :). Ale wiedzieliśmy jedno – trzeba się na coś zdecydować i konsekwentnie tego trzymać. Zwłaszcza, że chcieliśmy, by dla naszej córki polska i słowacka kultura oraz języki były równoważne. Ponieważ sami między sobą rozmawiamy prawie wyłącznie w swoich językach ojczystych, w naturalny sposób przenieśliśmy to też na MN. I tak w naszym domu mama mówi zawsze po polsku, tata zawsze po słowacku. Nie znaczy to jednak, że na naszej drodze do dwujęzyczności nie stanęły żadne znaki zapytania.

Wątpliwości były różne – co będzie z językiem słowackim, gdy M. chodzi do pracy, co będzie z językiem polskim, gdy mieszkamy na Słowacji, jak MN. będzie postrzegać nas, swoich rodziców, gdy będziemy posługiwać się przy niej nie swoim językiem, jak rozmawiać z małą na placu zabaw…

Chyba nie sposób opisać wszystko ze szczegółami, ale chociaż w skrócie przedstawię wam, jak te trudności rozwiązywaliśmy i rozwiązujemy. Przede wszystkim chociaż zmienialiśmy kraj zamieszkania, nie zmienialiśmy naszej podstawowej zasady (mama mówi po polsku, tata po słowacku). Gdy M. miał obawy odnośnie natężenia języka słowackiego, w ciągu dnia puszczałam córce słowackie płyty (piosenki, audiobooki). Obydwoje do dziś czytamy małej mnóstwo książek. Stałym punktem, zwłaszcza gdy MN. była mniejsza, było skajpowanie z dziadkami (teraz widzimy się regularniej).

Problem z mówieniem przy MN. w obcym języku miałam przede wszystkim ja. Panicznie bałam się posługiwania słowackim, zwłaszcza gdy mieszkaliśmy na Słowacji. Oczywiście nie dało się bez tego żyć, ale opanowałam chyba do perfekcji przełączanie się ze słowackiego na polski, gdy zwracałam się do córki. W pewnym momencie zaczęło tu jednak czegoś brakować. Gdy szłyśmy na słowacki plac zabaw i MN. chciała zagadać do dzieci, a brakowało jej słów, pomagałam jej po polsku, a ona nie rozumiała, że musi to powtórzyć po słowacku. I tak zwracała się do dzieci w języku polskim, narażając na ryzyko bycia niezrozumianą. Miałam ogromny dylemat, jak to rozwiązać. W końcu przełamałam się i zaczęłam mówić: „Kochanie, jeśli chcesz, możesz spytać dziewczynkę: << ako sa voláš?>>”. Czyli komunikowałam po polsku, ale zwroty do innych ludzi podpowiadałam w języku słowackim. I to był strzał w dziesiątkę. MN. zwracała się do dzieci po słowacku, ale ze mną dalej rozmawiała po polsku. Umiała nawiązać kontakt ze Słowakami, jednocześnie nie gubiąc właściwego języka w rozmowie ze mną. Wierzcie lub nie, ale mała tak bardzo łączy mnie z językiem polskim, że gdy niedawno zareagowałam na coś, co powiedziała do mnie po słowacku, pełna zdziwienia stwierdziła: „Mama! Ty mówisz po słowacku!” ;)

I znów wrócę do tego, jak ja i M. rozmawiamy z naszą córką. Długo, dłuuuugo nie zwracaliśmy uwagi na to, czy mała mówi do nas po polsku, czy po słowacku, tylko odpowiadaliśmy, powtarzając jej pytanie w swoim języku. Naprowadzaliśmy ją na dany język bez poprawiania. Dopiero w późniejszym czasie, gdy zauważyliśmy, że coraz lepiej radzi sobie z rozróżnianiem polskiego i słowackiego, prosiliśmy, by zwracała się do nas w naszych językach lub poprawialiśmy końcówki (np. typowe dla MN. jest spolszczanie słowackich czasowników: chcem, śpim, możem, dawam). Czasem jednak zniechęcała się, ponieważ nie umiała sobie przypomnieć polskiego/słowackiego odpowiednika. Przełom nastąpił po naszej kwietniowej wizycie w Polsce. Po powrocie do domu dotknął nas mały kryzys – wydawało się, że MN. zupełnie nie pamięta słowackiego. M. był załamany, jednak po kilku dniach wszystko wróciło do normy i nagle okazało się, że MN. już na dobre uporządkowała sobie polski i słowacki i zaczęła płynnie zmieniać język w rozmowie z nami czy dziadkami. Odkryliśmy wtedy,  że „zapomnienie” języka spowodowane brakiem intensywnego kontaktu z nim jest przejściowe i chyba na dobre utwierdziliśmy się w swoich wcześniejszych decyzjach. Zaufaliśmy też mądrości naszej córki.

A czego dowiedziałam się w trakcie obecnego pobytu w Polsce? Nauczona kwietniowym doświadczeniem nie wystraszyłam się, słysząc jak MN. po dłuższym czasie bez taty nie chce mu nic powiedzieć przez telefon. Zamiast się od razu rozłączać lub strofować małą, zaczęłam robić to samo, co na słowackim placu zabaw – podpowiadać słowackie słówka :). I faktycznie okazało się, że to właśnie zapominanie słowackich zwrotów jest dla małej największym problemem. Blokowała się, wpadała w zły nastrój, bo nie umiała ukochanemu tacie powiedzieć tego, co chciała. Gdy zaczęłam jej pomagać, wyraźnie się uspokoiła i zaczęła sobie lepiej radzić. Pewnego razu przyszła nawet do mnie i babci i bardzo zmartwiona stwierdziła, że nic nie pamięta po słowacku. Ale zabawa w wymienianie najbardziej znanych jej słówek („Przecież wiesz, jak powiedzieć <<cześć>> po słowacku” –„Ahoj!”; „A do tatusia przecież nigdy nie mówisz <<tatusiu>>, tylko…” –„Tatino!”…) znów pomogła. Wyrozumiałość, cierpliwość i wsparcie z naszej strony – to wszystko czego mała w tej chwili potrzebuje. Teraz już wiemy na pewno, że jak tylko wrócę z dziećmi do domu, wszystko wróci do normy.

A czy to znaczy, że wiemy już wszystko i to koniec naszej językowej przygody? Na pewno nie :). Ciągle zdarzają się małej przeróżne kwiatki – spolszczanie słowackich słówek („Babcia, ścigniesz!” = słow. stihneš = pol. zdążysz), nadawanie słowackiego brzmienia polskim, mylenie końcówek. Robi się też coraz lepsza w obchodzeniu nieznajomości danego słówka („Mama! Zejdź na dół! Jest już to, co tata nazywa raňajky! [=śniadanie]). Ale po prawie 4 latach życia MN. i prawie 3 latach z językiem polskim i słowackim w jej wykonaniu coraz lepiej widzimy kierunek, w którym zmierzamy i możemy się cieszyć coraz fajniejszymi owocami naszych wyborów. Jest moc :).

Dzieci i ryby głosu nie mają???

Prázdniny sú v plnom prúde. Výlety, zmrzlina, kúpanie v mori, bazén v záhrade a stretnutia s rodinou. Nie som presvedčená o tom, či môžem nazvať mesiac s deťmi u mojich rodičov a ich starých rodičov skutočným oddychom, ale jedna vec je istá – deti sú šťastné, a ja, vnímajúc ich šťastie, som ešte šťastnejšia (okrem toho, kde mi môže byť lepšie ako u mamy ;)). Ten mesiac v Poľsku je veľmi zaujímavý ešte z jedného dôvodu – znovu som sa dozvedela niečo nové o rozvoji dvojjazyčnosti mojej dcérky. A povedala som si, že prišiel čas, aby som sa s Vami podelila s jazykovými skúsenosťami z tých pár rokov jej života.

Najprv krátko o MN. – je to typ intelektuálky a pozorného pozorovateľa skutočnosti. V situácii, ktorá je pre ňu nová, sa najčastejšie prizerá, neangažuje sa, analyzuje. A pamätá si. Malá po nás zdedila hudobný talent – bez pochýb jej práve hudobný sluch a pamäť pomohli, aby dosť skoro začala rozprávať. Nepamätám si presné dátumy, ale nemala ani 1,5 roka, keď začala používať jednoduché vety („auto ide”, „tato tu nie je” atď.). To bol len začiatok :).

Ani ja, ani M. sme nemali licenciu na výchovu dvojjazyčného dieťaťa :). Vedeli sme však jedno – treba sa pre niečo rozhodnúť a vytrvalo sa toho držať. Zvlášť pre to, že sme chceli, aby boli pre našu dcérku poľská a slovenská kultúra a jazyky rovnocenné. Keďže sami sa rozprávame takmer výlučne vo svojich rodných jazykoch, prirodzeným spôsobom sme to preniesli aj na MN. A tak u nás doma mama hovorí vždy po poľsky, tato vždy po slovensky. Neznamená to však, že by sme sa na našej ceste k dvojjazyčnosti nestretli so žiadnymi otáznikmi.

Pochyby boli rôzne – čo bude so slovenčinou keď M. chodí do práce, čo bude s poľštinou, keď bývame na Slovensku, ako nás bude MN. vnímať, keď pri nej budeme rozprávať cudzím jazykom, ako sa s malou rozprávať na detskom ihrisku...

Nie je snáď možné všetko detailne opísať, ale aspoň v skratke Vám chcem ukázať, ako sme tieto ťažkosti riešili a stále riešime. Predovšetkým, aj keď sme menili krajinu pobytu, nemenili sme našu základnú zásadu (mama hovorí po poľsky, tato po slovensky). Keď mal M. obavu kvôli frekvencii slovenčiny, púšťala som dcére cez deň slovenské cédečká (pesničky, audioknižky). Obidvaja dodnes malej čítame mnoho knižiek. Stálym bodom, najmä keď bola MN. menšia, bolo skajpovanie so starými rodičmi (teraz sa vidíme častejšie).

Problém s rozprávaním v cudzom jazyku pri MN. som mala predovšetkým ja. Panicky som sa bála používania slovenčiny, zvlášť, keď sme bývali na Slovensku. Samozrejme, nedalo sa bez toho žiť, ale dokonale som zvládla prepínanie zo slovenčiny do poľštiny, keď som oslovovala dcérku. V istom momente nám však začalo niečo chýbať. Keď sme išli na detské ihrisko na Slovensku a MN. chcela osloviť deti, chýbali jej slovíčka. Ja som jej pomohla po poľsky, ale ona nerozumela, že to musí zopakovať po slovensky. Preto sa obracala na deti po poľsky, avšak s rizikom, že ju nebudú rozumieť. Mala som veľkú dilemu ako to vyriešiť. Napokon som ju prekonala a začala som hovoriť: „Kochanie, jeśli chcesz, możesz spytać dziewczynkę: << ako sa voláš?>>”. Čiže komunikovala som po poľsky, ale s vetami určenými iným ľuďom som jej pomohla po slovensky. To bol správny krok. MN. oslovovala deti po slovensky, ale so mnou aj naďalej hovorila po poľsky. Dokázala nadviazať kontakt so Slovákmi a zároveň neprestala hovoriť správnym jazykom so mnou. Uverte či nie, ale malá ma tak veľmi pripútava k poľskému jazyku, že keď som nedávno zareagovala na niečo, čo mi povedala po slovensky, veľmi prekvapená skonštatovala: „Mama! Ty hovoríš po slovensky!”

Znovu sa vrátim k tomu, ako ja a M. rozprávame s našou dcérkou. Dlho predlho sme neprikladali dôležitosť tomu, či nás oslovuje po poľsky či po slovensky, len sme odpovedali, opakujúc pritom jej otázku v svojom jazyku. Smerovali sme ju na ten-ktorý jazyk bez opravovania. Až neskôr, keď sme si všimli, že jej čoraz lepšie ide odlišovanie poľštiny a slovenčiny, sme ju poprosili, aby na nás hovorila v našich jazykoch a opravovali sme jej koncovky (typická pre ňu napr. je zmena v slovesách: chcem/chcę, dávam/daję, spím/śpię). Niekedy ju to však znechutilo, pretože si nevedela spomenúť na poľské/slovenské slovko. Prelom nadišiel po našom aprílovom pobyte v Poľsku. Po návrate domov sme zažili malú krízu – zdalo sa, že MN. celkom zabudla slovenčinu. M. bol v šoku, avšak po niekoľkých dňoch sa všetko vrátilo do normálu a zrazu sa ukázalo, že MN. si už definitívne upratala poľštinu a slovenčinu a začala plynulo meniť jazyk pri rozhovore s nami či starými rodičmi. Vtedy sme zistili, že „zabudnutie” jazyka spôsobené nedostatkom intenzívneho kontaktu s ním je prechodné, vďaka čomu sme sa definitívne utvrdili vo svojich starších rozhodnutiach. Začali sme tiež dôverovať múdrosti našej dcérky.

A čo som sa naučila počas nášho aktuálneho pobytu v Poľsku? Po aprílovej skúsenosti som sa už nevystrašila, keď som počula, že MN. po dlhšom čase bez tatina s ním nechce telefonovať. Namiesto ukončenia hovoru alebo hrešenia malej som začala robiť to isté, čo na slovenskom detskom ihrisku – pomáhať jej slovenskými slovíčkami :). A naozaj sa ukázalo, že práve zabúdanie slovenských zvratov spôsobuje malej najväčší problém. Blokovalo ju to, zhoršila sa jej nálada, lebo nedokázala milovanému ockovi povedať, čo chcela. Keď som jej začala pomáhať, veľmi sa upokojila a dokázala si sama poradiť. Raz dokonca prišla za mnou a za starou mamou a veľmi znepokojená skonštatovala, že si nič nepamätá po slovensky. Ale hra na najznámejšie slovíčka (– „Predsa vieš, ako sa povie Cześć po slovensky” – „Ahoj!”; – „A tatovi predsa nikdy nehovoríš tatusiu, ale...”-„Tatino!”..) znovu pomohla. Porozumenie, trpezlivosť a podpora z našej strany – to je všetko, čo malá teraz potrebuje. Teraz už vieme, že keď sa vrátim s deťmi domov, všetko sa vráti do normálu.

Znamená to, že už vieme všetko a nastal koniec nášho jazykového dobrodružstva? Určite nie :). Malej sa stále pritrafia všelijaké perličky – spoľšťovanie slovenských slov („Babcia, ścigniesz!” = po poľsky zdążysz), slovenské znenie poľských slov, chyby v koncovkách. Je tiež čoraz lepšia pri obchádzaní neznámych slovíčiek („Mama! Zejdź na dół! Jest już to, co tata nazywa raňajky! = Mama, poď dole! Už je to, čo tato volá raňajky – má byť śniadanie). Ale po takmer 4 rokoch života MN. a takmer 3 rokoch s poľštinou a slovenčinou v jej prevedení vidíme čoraz lepšie smer, ktorým sa uberáme a môžeme sa tešiť čoraz lepším ovocím našich rozhodnutí. Je to super :). 

2 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga! Ja jestem ze Słowacji, mąż jest Polakiem i mieszkamy w Polsce. Mamy 2,5 letniego dwujęzycznego synka i przeżywamy wiele z tych sytuacji, które opisałaś w tym wpisie. Synuś już opanował rozróżnianie języków i wie do kogo jak należy się zwracać. Na razie to wygląda jednak tak, że ze mną używa słów słowackich ale namiętnie je odmienia po polsku. :) Ale jest coraz lepiej. Wczoraj się bardzo ucieszyłam (i w tym samym czasie uśmiałam) kiedy tacie, próbującemu śpiewać po słowacku powiedział, że nie umię wymawiać słowackiego "h". Będzie jescze wesoło. :) Pozdrawiam Cię serdecznie z Polski i na pewno będę wpadać częściej! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mnie znalazłaś i że spotykamy się w przestrzeni mojego bloga! Zawsze to okazja do wymiany doświadczeń :). Nam to słowackie "h" jeszcze ciągle różnie wychodzi, co nie jest najlepsze, biorąc pod uwagę, że mamy je w nazwisku ;). Za to polskie "ś" brzmi idealnie, co oczywiście napawa mnie dumą :). Pozdrawiam ze Słowacji!

      Usuń