poniedziałek, 23 listopada 2020

Smak rozpaczy / Chuť zúfalstva

2 tygodnie temu rozpadł się świat, który znałam. Od 2 tygodni wiem, że musimy zbudować naszą rodzinną „normalność” od nowa, ale jeszcze bardzo daleka droga przed nami, na chwilę obecną nie mam bladego pojęcia, od czego zacząć. 2 tygodnie temu po raz pierwszy w życiu poznałam, jak smakuje rozpacz. Do wtedy nie wiedziałam, jakie to ciężkie, przenikające bez reszty uczucie. Przez te ostatnie tygodnie prawie nie było dnia, żebym nie płakała. Smutek stał się jakby częścią mojej twarzy, mam wrażenie, jakby wrył się głęboko w każde zagłębienie w skórze. W pierwszych dniach nawet nie płakałam, ale wyłam niczym zwierzę. Nie wiedziałam, że tak w ogóle potrafię. Najgorsze są poranki, bo gdy już uda mi się zasnąć i przespać noc, rano budzę się i wiem, że nic się nie zmieniło, znów budzę się w tym nowym świecie, choć chciałabym się obudzić w przeddzień tego, co zmieniło całe moje życie.

2 tygodnie temu dowiedzieliśmy się z M., że nasze ukochane dziecko może być poważnie chore. Na chorobę, która dzięki Bogu nie skraca życia, ale jest nieuleczalna i może mieć wielki wpływ na całą naszą przyszłość.

Po co o tym wszystkim piszę? Bo potrzebuję poczuć wsparcie. Nie chcę słyszeć, że będzie dobrze, bo nikt nie wie, jak będzie. Właściwie w ogóle z mało kim jestem w stanie teraz o tym wszystkim rozmawiać. Ale potrzebuję poczuć, uwierzyć, że sobie poradzimy. Nie mamy innego wyjścia, musimy sobie poradzić, ale potrzebuję wiedzieć, że nie jesteśmy sami. Jeśli jesteście wierzący – pomódlcie się za nas, jeśli nie – wyślijcie nam ciepłą myśl.

Piszę też o tym, bo i tak nie jestem w stanie myśleć i pisać o niczym innym. Po tych dwóch tygodniach udaje mi się już pomału być spokojniejszą, nie wyglądać zbyt daleko w przyszłość, żyć pomalutku każdego dnia „tu i teraz”, ale to bardzo, bardzo krucha równowaga.

W tym miejscu chcę też podziękować lekarzom ze szpitala na Kramárach za całą pomoc i opiekę nad naszą córką, dyrekcji szkoły, wychowawczyni i całej klasie za okazane zrozumienie i serce, naszej rodzinie za ogrom miłości i wsparcia i wszystkim bliskim, którzy są przy nas w tych trudnych chwilach, którzy unieśli moje łzy, którzy są gotowi towarzyszyć nam w naszym cierpieniu.

Trzymajcie kciuki za budowanie naszej nowej normalności. Stawiam pierwszą maleńką cegiełkę…

12.11.2020, urodziny MN.

Pred dvomi týždňami sa rozpadol svet, ktorý som poznala. Už dva týždne viem, že musíme nanovo vystavať našu rodinnú normálnosť, ale pred nami je ešte dlhá cesta, v tomto momente netuším, od čoho začať. Pred dvomi týždňami som po prvýkrát zistila, ako chutí zúfalstvo. Dovtedy som nevedela, aký ťažký, všeobjímajúci pocit to je. Počas tých ostatných týždňov takmer nebolo dňa, v ktorom by som neplakala. Smútok sa stal akoby súčasťou mojej tváre, mám pocit, akoby sa hlboko vryl do každej priehlbiny v mojej koži. Počas prvých dní som vlastne ani neplakala, ale vyla ako zviera. Nevedela som, že sa to tak vôbec dá. Najhoršie sú rána, lebo keď sa mi už podarí zaspať a prespať noc, ráno sa prebúdzam v tom novom svete, hoci by som sa chcela zobudiť v tom, kde ešte bolo všetko po starom.

Pred dvomi týždňami sme sa s M. dozvedeli, že naše milované dieťa môže byť vážne choré. Na chorobu, ktorá, vďakabohu, neskracuje život, ale je neliečiteľná a môže mať veľký vplyv na celú našu budúcnosť.

Prečo o tom všetkom píšem? Lebo potrebujem cítiť podporu. Nechcem počuť, že bude dobre, lebo nikto nevie, ako bude. Vlastne s málokým som schopná o tom všetkom teraz rozprávať. Ale potrebujem cítiť, uveriť, že si poradíme. Nemáme iné východisko, musíme to zvládnuť, ale potrebujem vedieť, že nie sme sami. Ak ste veriaci, pomodlite sa za nás, ak nie, pomyslite si o nás.

Píšem o tom tiež preto, že nedokážem myslieť a písať o niečom inom. Po tých dvoch týždňoch už pomaličky viem byť pokojnejšia, nevyzerať priďaleko do budúcnosti, prežívať pomaly každý deň tu a teraz, ale je to veľmi, veľmi krehká rovnováha.

Na tomto mieste by som tiež chcela poďakovať lekárom z nemocnice na Kramároch za pomoc a starostlivosť o našu dcéru, vedeniu jej školy a zvlášť triednej učiteľke a celej triede za preukázané pochopenie a veľké srdce, našej rodine za lásku a podporu a všetkým blízkym, ktorí sú pri nás v týchto ťažkých chvíľach, ktorí uniesli moje slzy a sú pripravení sprevádzať nás v našej bolesti.

Držte nám palce pri budovaní našej novej normálnosti. Staviam prvú tehličku...

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy byłem mały matka w trudnych chwilach mawiała, jeszcze tak nie było, żeby jakoś nue było.
    Gdy byłem mały uważałem to powiedzonko za głupie, drażniło mnie, dziś kiedy jestem dorosły i życie rzuca kłody pod nogi sam je często powtarzam. Dadaje otuchy i umniejsza problemy.
    Trzymajcie się.
    P.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, coś w tych słowach rzeczywiście jest. Może właśnie to, że odbierają problemom siłę, sprowadzają je do poziomu "normalności", nawet jeśli trudnej? Może też powinnam zacząć je sobie powtarzać.

      Usuń
  3. Smutny wpis, bo jestes w rozpaczy, bo nie masz poczucia panowania nad sutuacja...
    Mozliwe, ze Wasze zycie bedzie wygladac inaczej niz zaplanowalas i ta niezaplanowana zmiana jest ciosem.
    W zyciu sa wzloty i sa upadki. I wszystko mija. Zle chwile rowniez.
    Zycze Wam nadziei, dobrych wiesci i jak najlepszego scenariusza

    OdpowiedzUsuń