czwartek, 27 listopada 2014

Święta, święta / Sviatky, sviatky

Listopad w moim życiu od 2 lat należy przede wszystkim do mojej córki, ale to już pewnie wiecie. Tak się jednak składa, że jest to też miesiąc, w którym obchodzone są największe święta państwowe zarówno w Polsce, jak i na Słowacji – polskie Narodowe Święto Niepodległości (11 listopada) i słowacki Dzień Walki o Wolność i Demokrację (17 listopada), a w tym roku mieliśmy szczęście świętować je „na miejscu”, czyli w obu naszych ojczyznach. Pierwsze wspomniane święto upamiętnia odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 roku, po 123 latach zaborów, drugie – czechosłowackie manifestacje studenckie przeciwko władzy komunistycznej z listopada 1989 roku, które zapoczątkowały „aksamitną rewolucję” i zmianę ustroju.

Dwa ważne wydarzenia w dwóch ważnych dla mnie krajach. I zupełnie inny przebieg. Tym właśnie chcę się dziś z Wami podzielić.

Nazwijcie mnie idealistką, ale wierzę w takie rzeczy jak ojczyzna, widzę sens w wychowaniu obywatelskim i chcę, by moja córka wyrosła na odpowiedzialnego człowieka, dumnego ze swoich polskich i słowackich korzeni, kultywującego tradycje swoich narodów, świadomego, co je ukształtowało. Sama, choć nie jestem Słowaczką, odkrywam w sobie coraz większą potrzebę poznawania Słowacji. Obserwuję, opisuję, czasem krytykuję, ale przede wszystkim chcę zmieniać na lepsze, tak jak i własną ojczyznę. Nie jestem też w stanie uniknąć porównań, bo wiele te moje dwa kraje łączy, ale też całkiem sporo dzieli.

Święto Niepodległości w Polsce to Święto przez duże „Ś”. Główne ulice mniejszych i większych miejscowości są udekorowane flagami, prywatne domy również, w szkołach odbywają się uroczyste apele, w kościołach msze za ojczyznę, a miasta organizują rozliczne uroczystości. W Trójmieście od kilku lat są to parady niepodległości. Dotychczas uczestniczyłam w dwóch gdyńskich – ulicami przechodzi Orkiestra Marynarki Wojennej, przedstawiciele instytucji, stowarzyszeń, grup, szkół, mieszkańcy; niektórzy w kostiumach z epoki, niektórzy w strojach oficjalnych, inni ubrani na luzie. W tym roku nie zabrakło przedwojennych aut, kultowych samochodów jak „maluch”, głośnych samochodów rajdowych, motorów. Wzdłuż trasy parady stoi mnóstwo ludzi trzymających białe i czerwone balony, wymachujących polskimi flagami, z kokardą narodową na piersi. Jest uroczyście, jest radośnie i na pewno nie nudno  (tu można podejrzeć, jak to wygląda).

Tymczasem na Słowacji w Dniu Walki o Wolność i Demokrację przywitała mnie cisza. Postanowiliśmy uczcić jakoś ten dzień, pojechaliśmy na rodzinną wycieczkę. W promieniu 70 kilometrów znalazłam tylko kilka słowackich flag, wszystkie wywieszone na urzędach państwowych. Pytałam teściów i M. o szkoły, kościoły – nikt nic w ten dzień nie organizuje. Stwierdzam to z przykrością, ale 17 listopada na Słowacji to nie święto, to zwykły dzień wolny od pracy… Po południu uczestniczyliśmy jeszcze w uroczystości organizowanej przez miasto – zebrała się na niej garstka ludzi, burmistrz miasta rzucił parę haseł o wychowaniu młodzieży, która jest naszą przyszłością. Zapaliliśmy świeczki przy pomniku ofiar reżimów totalitarnych i po 10-15 minutach było po wszystkim. Wieczorem w telewizji obejrzeliśmy galę wręczenia Nagród Pamięci Narodowej, przeprowadzoną w Pradze.

Przeżyłam to. Autentycznie było mi smutno, że ten fajny naród, który tak pięknie umie kultywować tradycje ludowe (pisałam już o tym nie raz), nie ma w sobie dumy z własnej historii, nie docenia wydarzeń, które były kamieniami milowymi jego rozwoju, żyje teraźniejszością –  bez przeszłości i bez przyszłości. W postrzeganiu przez ludzi Dnia Walki o Wolność i Demokrację króluje relatywizm, koncentracja na sobie, niechęć, by dostrzec coś więcej niż własne podwórko.

I co? I nic… Przez moment wydawało mi się, że mam na to wszystko jakąś cudowną receptę, że znam idealne rozwiązanie, ale tak nie jest. Słowackie społeczeństwo cały czas dojrzewa. Każdy sam musi sobie pewne kwestie wypracować, poukładać w głowie, co chce, a czego nie chce. A ja? A ja się z M. zajmę wychowaniem naszej córki. Żeby wiedziała, co świętujemy w domu 11, a co 17 listopada.


November patrí v mojom živote už dva roky predovšetkým mojej dcérke, ale to už určite viete. Tak to však vyšlo, že je to tiež mesiac, v ktorom sa oslavujú veľké štátne sviatky tak v Poľsku, ako aj na Slovensku – poľský Národný sviatok nezávislosti (11.11.) a slovenský Deň boja za slobodu a demokraciu (17.11.), no a v tomto roku sme mali to šťastie, že sme ich oba mohli sláviť „na mieste”, čiže v oboch našich štátoch. Prvý z týchto sviatkov pripomína znovuzískanie nezávislosti Poľska v roku 1918 po 123 rokoch rozdelenia medzi mocnosti. Druhý pripomína československé študentské manifestácie proti komunistickej vláde v novembri 1989, ktorými začala „zamatová revolúcia” a zmena zriadenia. 

Dve dôležité udalosti v dvoch pre mňa dôležitých krajiných. A úplne odlišný priebeh. Práve tým sa chcem dnes s Vami podeliť.

Môžete ma nazvať idealistkou, ale verím v také veci ako vlasť, vidím zmysel v občianskom vychovávaní a chcem, aby z mojej dcéry vyrástol zodpovedný človek, hrdý na svoje poľské i slovenské korene, kultivujúci tradície svojich národov, spolu s vedomím, čo ich formovalo. Hoci nie som Slovenka, sama v sebe odkrývam čoraz väčšiu potrebu poznávania Slovenska. Pozorujem, opisujem, občas kritizujem, ale predovšetkým ho chcem meniť k lepšiemu tak, ako aj svoju vlasť. Nedokážem sa pri tom vyhnúť porovnávaniu, pretože tie moje dve krajiny veľa spája, ale celkom dosť tiež rozdeľuje.

Sviatok nezávislosti je v Poľsku Sviatkom s veľkým „S”. Hlavné ulice menších i väčších miest sú ozdobené vlajkami, rodinné domy tiež, v školách sú slávnostné akadémie, v kostoloch omše za vlasť a mestá organizujú rôzne oslavy. V Trojmeste sú už niekoľko rokov sprievody nezávislosti. Doposiaľ som sa zúčastnila dvoch v Gdyni – ulicami prechádza Orchester vojenského námorníctva, predstavitelia inštitúcií, organizácií, skupín, škôl, obyvatelia; niektorí v dobových kostýmoch, niektorí v oficiálnych odevoch, iní úplne normálne oblečení. Tento rok nechýbali automobily z medzivojnového obdobia, kultové autá ako „maluch”, hlasné pretekárske autá, motorky. Pozdĺž trasy pochodu stojí množstvo ľudí s bielymi a červenými balónmi v rukách, mávajúcich poľskými vlajkami, so stuhami v národných farbách na hrudi. Je to slávnostné, radostné a určite nie nudné (tu možno pozrieť, ako to vyzerá).

Oproti tomu ma na Slovensku v Deň boja za slobodu a demokraciu privítalo ticho. Rozhodli sme sa nejako ten deň osláviť, vyšli sme si na rodinný výlet. Vo vzdialenosti 70 kilometrov som našla iba niekoľko slovenských vlajok, všetky vyvesené na štátnych úradoch. Pýtala som sa svokrovcov na školy, kostoly – nik v ten deň nič neorganizuje. Ťažko sa mi to priznáva, ale 17. november na Slovensku nie je sviatok, ale obyčajný deň pracovného voľna... Popoludní sme sa ešte zúčastnili na slávnosti organizovanej mestom – zišla sa na nej hŕstka ľudí, primátor povedal pár hesiel o výchove mládeže, ktorá je našou budúcnosťou. Zapálili sme sviečky na pomníku obetí totalitných režimov a po 10-15 minútach bolo po všetkom. Večer sme si v televízii pozreli galaprogram pri príležitosti odovzdania Cien pamäti národa, ktorý sa uskutočnil v Prahe.

Zasiahlo ma to. Bolo mi skutočne smutno z toho, že ten fajn národ, ktorý dokáže tak krásne kultivovať ľudové tradície (neraz som už o tom písala), v sebe nemá hrdosť na vlastnú históriu, neváži si udalosti, ktoré boli míľovými kameňmi jeho rozvoja, žije prítomnosťou – bez minulosti a bez budúcnosti. V pocitoch ľudí týkajúcich sa Dňa boja o slobodu a demokraciu vládne relativizmus, koncentrácia na sebe, nechuť vidieť poza vlastný dvor.

A čo? A nič... Chvíľu sa mi zdalo, že mám na to všetko nejaký zázračný recept, že poznám ideálne riešenie, ale také neexistuje. Slovenská spoločnosť celý čas dozrieva. Každý si musí niektoré veci premyslieť, rozvážiť, čo chce a čo nie. A ja? Ja budem s M. vychovávať našu dcérku. Aby vedela, čo doma oslavujeme 11. a čo 17. novembra.

3 komentarze:

  1. Asi tak nejako...bohužiaľ...a tak som sa v osemdesiatom deviatom tešila, aký krásny darček som dostala k narodeninám...
    Erika Staňová - Maroško bude vedieť

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale czy nie jest też tak, że Polacy rozdmuchują kwestie historyczno-patriotyczne i przesadzają? Może ta słowacka obojętność jest czymś odświeżającym? Nie odbierasz tego tak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim odczuciu w Polsce jest dużo przesady, rozpamiętywanie historycznych krzywd ma się (za) dobrze, ale słowacka obojętność nie jest dla mnie w ogóle odświeżająca. Na podstawie moich rozmów ze znajomymi Słowakami oceniam to raczej jak ignorancję i brak dumy ze swojego kraju. Odświeżające jest dla mnie patrzenie w przyszłość, radosne świętowanie, skupienie się na mocnych stronach swojego kraju. To tak w skrócie :).

      Usuń