W czasach
studenckich, kiedy tylko mogłyśmy, biegałyśmy z moją przyjaciółką na festiwal
filmowy w Gdyni. Wyraźnie pamiętam dreszcz emocji towarzyszący kolejnym
projekcjom, szukanie sposobów, by zobaczyć jak najwięcej filmów i jak najkrócej
stać w ogromnych nieraz kolejkach do sal kinowych i wiercenie się w fotelu
spowodowane całodziennym siedzeniem przed ekranem :). Każdemu polecam takie
doświadczenie, serio.
10 lat
później mam w domu dwójkę małych dzieci i jestem zadowolona, gdy uda mi się
wieczorem obejrzeć z M. odcinek serialu ;) (niech żyje Netflix!). A jednak nie
wszystko stracone! W tym roku szczęście się do mnie uśmiechnęło i
przyjechaliśmy do moich teściów w czasie, gdy w Partizánskem odbywał się 2. FestSlovensky Film, festiwal filmu słowackiego.
Głównym
organizatorem był mój szwagier wraz ze stowarzyszeniem Fabrika Umenia (Fabryka
Sztuki), które stara się obudzić miasto Partizánske i otworzyć je na nowe
rodzaje kultury i sztuki. Choć wiedziałam, że grupa ta ma naprawdę dobre pomysły
i niekończący się zapał, chyba jednak nie spodziewałam się wydarzenia na tak
wysokim poziomie.
W ciągu 3
dni na festiwalu wyświetlono 8 filmów, którym towarzyszyły dyskusje z ich
twórcami, niezwykle inspirujące i pozwalające zajrzeć za kulisy danych
produkcji filmowych (dowiedziałam się z nich np. jak doszło do tego, że główną
rolę w „Czerwonym Kapitanie” zagrał… Maciej Stuhr). Filmy były zróżnicowane, od
studenckich, przez dokumenty, aż do typowo mainstreamowych obrazów. Program
festiwalu nie pozwalał na nudę, ponieważ oprócz projekcji znalazła się w nim
chwila na kawę z Milem Kráľem – aktorem i reżyserem, którego przeciętny słowacki
widz telewizyjny z pewnością zna, retrospektywę twórczości dokumentalnej Jara
Vojteka – zasłużonego słowackiego dokumentalisty, oraz oryginalną prezentację
najstarszego słowackiego filmu niemego pt. „Jánošík” (nie mam pojęcia, jaki
jest polski najstarszy film niemy, a widziałam słowacki, fiuuu ;)) z
towarzyszeniem improwizowanej muzyki wykonywanej na żywo przez gitarzystę Števa
Haladíka. Ciekawe, niebanalne propozycje.
Nie obyło
się bez wpadek – za najbardziej dokuczliwe można uznać brak napisów do
dokumentu „Para nad rzeką”, dotyczącego słowackich muzyków jazzowych, którzy
emigrowali do Francji, Niemiec i Ameryki w czasach socjalizmu (pisałam o nich swoją
pracę licencjacką, więc czekałam z niecierpliwością na film) oraz kiepską kopię
filmu „Stanko”, w której dźwięk nie szedł w parze z obrazem (kopia uzyskana ze
słowackiego odpowiednika Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, można dyskutować,
kto tu zawinił). Niedociągnięcia te wynagrodził jednak całokształt – wspomniany
program, lokalizacja festiwalu w bardzo przyjemnych dla oka wnętrzach nowo
otwartego hotelu Azul, troska o szczegóły w postaci gadżetów związanych z
festiwalem (sama wyjechałam z Partizánskego z uroczą płócienną torbą ;)) i
staranna promocja (niestety ze względu na mały budżet ograniczona prawie
wyłącznie do Fejsbuka i lokalnych mediów).
Dzięki
pomocy rodziny mojego męża przy dzieciach i życzliwości M. mogłam obejrzeć
prawie wszystkie filmy i nie żałuję. Wzbogaciło to moją wiedzę na temat
słowackiej sztuki filmowej („Jánošík”!), poszerzyło horyzonty (rozmowa z Milem Kráľem,
który mówił o problemach sztuki aktualnych we wszystkich państwach
pokomunistycznych) i pobudziło intelektualnie. Na dodatek mogłam przetestować
moją granicę komfortu, zadając publicznie do mikrofonu pytania do twórców,
oczywiście po słowacku ;). Jedyne, co nie dopisało w pełni, to… publiczność.
Partizánske
chyba nadal śpi. Niemniej jednak jestem przekonana, że jeśli kolejne roczniki
festiwalu Fest Slovensky Film będą równie udane, miasto ma szansę zyskać prawdziwą
kulturalną perełkę, wyróżniającą się na terenie całego kraju. Polecam wam
przekonać się o tym za rok.
V
študentských časoch, keď sme len trochu mohli, chodili sme s mojou priateľkou
na filmový festival v Gdyni. Jasne si pamätám príval emócií, ktorý sprevádzal
jednotlivé projekcie, hľadanie možností, ako vidieť čo najviac filmov a čo
najkratšie stáť v neraz predlhých radoch do kinosál a tiež ošívanie sa v
sedadle, spôsobené celodenným sedením pred plátnom :). Naozaj všetkým odporúčam
takú skúsenosť.
O 10 rokov
neskôr mám doma dve malé deti a som rada, keď sa mi s M. podarí pozrieť si večer
jeden diel seriálu ;) (nech žije Netflix!). A predsa nie je všetkému koniec!
Tento rok sa na mňa usmialo šťastie – prišli sme k mojim svokrovcom práve
vtedy, keď sa v Partizánskom odohrával 2. Fest Slovenský Film, festival
slovenského filmu.
Hlavným
organizátorom bol môj švagor spolu s občianskym združením Fabrika Umenia, ktoré sa snaží zobudiť mesto
Partizánske a otvoriť ho na nové formy kultúry a umenia. Vedela som síce, že
táto skupina ľudí má skutočne dobré nápady a nekonečné nadšenie, nečakala som
však udalosť na tak vysokej úrovni.
Počas troch
dní bolo na festivale premietnutých 8 filmov, ktoré boli sprevádzané diskusiami
s ich tvorcami, neobyčajne inšpiratívnymi, umožňujúcimi nahliadnuť za kulisy
daných filmových produkcií (dozvedela som sa z nich napr. to, ako sa stalo, že
hlavnú úlohu v Červenom kapitánovi dostal.. Maciej Stuhr). Filmy boli rôzne, od
študentských cez dokumenty až k typickým mainstreamovým kúskom. Program
festivalu znemožnil nudu, pretože okrem projekcii sa našla chvíľa aj na kávu s
Milom Kráľom – hercom a režisérom, ktorého priemerný slovenský divák určite
pozná, retrospektívu dokumentaristickej tvorby Jara Vojteka – známeho
slovenského dokumentaristu, a tiež na originálnu prezentáciu najstaršieho
slovenského nemého filmu Jánošík (netuším, aký je najstarší poľský nemý film,
ale slovenský som videla ;)), sprevádzanú improvizovanou živou gitarovou hudbou
Števa Haladíka. Zaujímavá, nie každodenná ponuka.
Celé sa to
nezaobišlo bez kiksov – za najväčší možno považovať fakt, že chýbali titulky k
dokumentu Para nad riekou – je o slovenských džezmenoch, ktorí emigrovali do
Francúzska, Nemecka a Ameriky počas socializmu (písala som o nich bakalársku
prácu, netrpezlivo som teda na film čakala) a nekvalitnú kópiu filmu Stanko, v
ktorom zvuk nehral s obrazom (kópia získaná z filmového ústavu, možno
diskutovať o tom, kto bol na vine). Tieto nedostatky však prekonal komplexný
pohľad na festival – spomínaný program, lokalizácia festivalu vo veľmi
príjemných priestoroch novootvoreného hotelu Azul, starostlivosť o predmety spojené
s festivalom (sama som z Partizánskeho odišla s vkusnou plátennou taškou ;))
a tiež dôkladná propagácia (nanešťastie, kvôli malému rozpočtu obmedzená takmer
výlučne na facebook a lokálne médiá).
Vďaka pomoci
rodiny môjho manžela pri deťoch a žičlivosti M. som mohla vidieť skoro všetky
filmy a neľutujem to. Obohatilo to moje znalosti o slovenskom filmovom umení
(Jánošík!), rozšírilo horizonty (rozhovor s Milom Kráľom, ktorý hovoril o
problémoch umenia aktuálnych vo všetkých postkomunistických krajinách) a
intelektuálne oživilo. Na dôvažok som mohla otestovať moje pohodlie, keďže som
sa tvorcov verejne, na mikrofón pýtala rôzne veci, samozrejme, po slovensky ;).
Jediné, čo celkom nevyšlo, bol záujem divákov. Partizánske asi ešte stále spí.
Som však presvedčená, že ak budú ďalšie ročníky festivalu Fest Slovenský Film
rovnako vydarené, mesto má príležitosť získať skutočnú kultúrnu perličku,
mimoriadnu na celoslovenskej úrovni. Odporúčam, aby ste sa o tom o rok sami
presvedčili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz