wtorek, 21 stycznia 2014

Naleśniki / Palacinky

Inspiracją dla styczniowego posta stała się… moja babcia. I to wcale nie dlatego, że świętujemy dziś Dzień Babci (co ciekawe – na Słowacji babcie świętują razem z mamami w drugą niedzielę maja). Było to tak: w miniony piątek dostałam cynk, że czeka na mnie u babci pyszny naleśnik, (natychmiast ;)) przybiegłam, a tam w kuchni babcia przy kuchence podgrzewa dla mnie rzeczonego naleśnika, a za stołem siedzi i zajada się w najlepsze zupą koleżanka babci, pani Maria. Widząc ten obrazek, doznałam nagłego olśnienia!  Dotarło do mnie, że moja kochana babcia prowadzi szalenie intensywne życie towarzyskie, mało tego – dużo intensywniejsze od mojego :) (nie chodzi tu tylko o to jedno spotkanie – babcia prawie codziennie spotyka się z jakąś inną koleżanką :)). Wiedziałam już, że muszę o tym napisać :).
Idea „domu otwartego” była mi zawsze bardzo bliska. Niezależnie od tego, czy mieszkałam jeszcze w domu rodzinnym, czy już samodzielnie w czasie studiów – drzwi mojego domu stały otworem. Uwielbiałam gościć znajomych, uwielbiałam rozmowy do białego rana (zdarzyło się moim przyjaciołom odjeżdżać ode mnie pierwszym dziennym tramwajem :)), uwielbiałam szykować jakiś drobny poczęstunek i otwierać butelkę wina, by się nam milej siedziało. Znałam też najbliższych sąsiadów. Szczęśliwie to samo odnalazłam w rodzinie mojego męża i z M. też stworzyliśmy właśnie taki dom. Wyspecjalizowaliśmy się zwłaszcza w przeróżnych pastach i najczęściej chyba organizowaliśmy u nas kolacje, po których nieraz ktoś się skusił na nocleg :). Oglądaliśmy razem filmy, graliśmy w gry, prześcigaliśmy w opowiadaniu najciekawszej anegdoty, po prostu cieszyliśmy sobą nawzajem. A gdy przyszła na świat nasza córka? Częstotliwość spotkań trochę zmalała, jednak na szczęście nie był to hamulec dla celebrowania przyjaźni, doszedł tylko obowiązkowy punkt programu – o 20:00 kąpiemy i karmimy małą, dopiero potem karmimy gości ;).
Czemu o tym wszystkim piszę? W Polsce nasze życie towarzyskie uległo pewnemu wyciszeniu, trochę dlatego, że doszły nowe obowiązki, trochę dlatego, że „utrwaliło się, że jestem na tej Słowacji” (prawdziwe słowa mamy jednego znajomego, które dały mi dużo do myślenia w ostatnim czasie :)), trochę może przez odmienny charakter Polaków i Słowaków (odrobinę uogólnię, ale naprawdę dostrzegam w zaprzyjaźnionych Słowakach ten małomiasteczkowy czy nawet wiejski rys, wynikający ze specyfiki ich państwa – uwaga, nie mam tu na myśli nic złego, przeciwnie – chodzi o to, że oni żyją ze sobą może trochę bliżej, jak to się zdarza w małych miejscowościach, każdy z każdym się pozna). Niemniej jednak „dom otwarty” to pewien ideał, do którego chcę, chcemy z M. dążyć. Tak samo to, by nie żyć w próżni – poznać swoich sąsiadów, stać się częścią społeczności. Nie mam tu na myśli wścibstwa, nie mam tu na myśli robienia czegoś na siłę. Ot, by móc choćby pożyczyć od kogoś cukier, jak zabraknie do ciasta :) (w Nitrze nieocenioną sąsiadką była… pani Janina z Polski :)). Jestem fanką drugiego człowieka, jestem fanką rozmów, jestem fanką spotkań. Każde jest ważne, każde coś wnosi. Mogę żyć tylko z M. i naszym skrzatem, ale nie chcę. Oni zresztą też nie. Zatem… gdyby ktoś chciał wpaść na naleśnika i opowieść o Słowacji – śmiało, drzwi otwarte :).


Inšpiráciou pre januárový post sa mi stala... moja starká. A to vôbec nie preto, že dnes oslavujeme Deň starej mamy (čo je zaujímavé, na Slovensku staré mamy oslavujú spolu s mamami na druhú májovú nedeľu). Bolo to takto: minulý piatok som dostala avízo, že na mňa čaká u starkej vynikajúca palacinka, pribehla som (okamžite ;)), tam v kuchyni stará mama pri sporáku zohrieva zmienenú palacinku a za stolom sedí a v najlepšom sa polievkou častuje jej kamarátka pani Maria. Keď som videla ten obraz, zažila som náhle osvietenie. Uvedomila som si, že moja milovaná starká vedie šialene intenzívny spoločenský život, ba čo viac, oveľa intenzívnejší od môjho :) (nejde tu iba o to jedno stretnutie, stará mama sa temer každodenne stretáva s nejakou inou kamarátkou :)). Vedela som, že o tom musím napísať :).
Idea „otvoreného domova” mi bola vždy veľmi blízka. Nezáleží na tom, či som bývala u rodičov alebo neskôr samostatne počas štúdií, dvere môjho domova boli vždy otvorené. Veľmi rada som hostila známych, veľmi rada som mala rozhovory do bieleho rána (mojim priateľom sa stávalo, že odo mňa odchádzali prvou rannou električkou :)), veľmi rada som pripravovala nejaké drobné občerstvenie a otvárala fľašku vína, aby sa nám lepšie sedelo. Poznala som tiež najbližších susedov. Našťastie som to isté našla aj v rodine môjho manžela a s M. sme tiež vytvorili práve taký domov. Vyšpiecializovali sme sa najmä na všakovaké nátierky a najčastejšie sme tuším u nás organizovali večere, po ktorých neraz ktosi podľahol ponuke nocľahu :). Pozerali sme spolu filmy, hrali sme hry, predbiehali sa v rozprávaní čo najzaujímavejších anekdot, jednoducho sme sa navzájom zo seba tešili. A keď prišla na svet naša dcérka? Frekvencia stretnutí sa trochu zmenšila, ale našťastie sa to nestalo brzdou pre oslavy priateľstva, zaradili sme však povinný bod programu: o 20.00 kúpeme a kŕmime malú, až po nej kŕmime hostí ;).
Prečo o tom všetkom píšem? V Poľsku sa náš spoločenský život v istom zmysle upokojil, sčasti pre to, že nám pribudli nové povinnosti, sčasti kvôli tomu, že „sa vie, že som na tom Slovensku” (skutočné slová mamy jedného známeho, nad ktorými som v poslednej dobe veľa premýšľala :)), sčasti možno kvôli rozdielnemu charakteru Poliakov a Slovákov (trošičku zovšeobecním, ale naozaj si všímam v slovenských priateľoch tie malomestský či dokonca vidiecke rysy, ktoré sú výsledkom špecifík ich štátu – pozor, nemám pri tom na mysli nič zlé, skôr naopak – ide o to, že oni žijú akosi tak bližšie k sebe navzájom, ako sa to stáva v malých sídlach, kde sa každý s každým pozná). Tak či onak, „otvorený domov” je takým ideálom, ku ktorému sa chceme s M. približovať. Takisto to, že nechceme žiť vo vzduchoprázdne – chceme poznať susedov, stať sa časťou spoločenstva. Nemám na mysli všetečnost, nemám na mysli robiť niečo nasilu. Skôr môcť si od niekoho trebárs požičať cukor, keď nám chýba do koláča :) (v Nitre sme mali nenahraditeľnú susedu... pani Janinu z Poľska :)). Som fanúšičkou druhého človeka, som fanúšičkou rozhovorov, som fanúšičkou stretnutí. Každé z nich je dôležité, každé niečo prináša. Môžem žiť len s M. a našim krpcom, ale nechcem. Oni koniec koncov tiež nie. A teda... ak by niekto chcel prísť na palacinky a porozprávať sa, nech sa páči, dvere sú otvorené :).