Styczeń, od zawsze miesiąc moich urodzin. Od tego roku nie
tylko moich. M. urodził się pod koniec października, ja pod koniec stycznia i
jakoś tak wyszło, że przestrzeń między naszymi urodzinami zaczęliśmy wypełniać
narodzinami naszych dzieci :) – najpierw MN. zaanektowała listopad, 3 lata
później DJ. zajął dla siebie grudzień, a początek stycznia w tym roku obsadził
najnowszy członek naszej rodziny, JM. W moim życiu dokonała się kolejna
rewolucja. Jak się czuję? Oszołomiona, zmęczona, szczęśliwa, dumna, zagubiona,
pełna niepokoju, jeszcze pełniejsza miłości. Dawno się tyle nie napłakałam, co
w ciągu ostatnich 4 tygodni :). Jeszcze się nie odnalazłam w pełni ani w swoim
nowym życiu, ani w swoim ciele. Na zmianę myślę o sobie jak najgorzej i
zachwycam się tym, czego dokonałam. 4 ciąże, 3 zdrowych dzieci, 2 porody
naturalne i 1 cesarskie cięcie. Gdy prawie 7 lat temu wkroczyłam na drogę
macierzyństwa, nie miałam pojęcia, co mnie czeka. Spotkałam na niej moją
cudowną córkę, moich wspaniałych synów, nie raz i nie dwa potknęłam się i wpadłam
w jakiś dół, obiłam sobie kolana i poharatałam ręce. Jedno wiem na pewno –
absolutnie nic bym nie zmieniła. Gdy teraz, krótko po narodzinach naszego
drugiego syna, ciągle jestem taka krucha, nadwrażliwa, gdy ciągle w mojej
głowie więcej pytań niż odpowiedzi, widzę, że jednego mojej rodzinie z
pewnością nie brakuje, jedno mamy stale w nadmiarze – to ogrom miłości. I ta
miłość jest odpowiedzią na każdą trudność, na każdą wątpliwość, na każdy smutek
i każde wyzwanie. A tych przecież na co dzień nam nie brakuje.
Wiecie, że w tym roku minie 10 lat, jak znamy się z M.? A
parę dni temu minęło 9 lat, od kiedy jesteśmy razem – od pamiętnej chwili,
kiedy to M. zaprosił mnie na słowacki bal, a ja się (nieopatrznie ;)) zgodziłam,
czym przypieczętowałam swój los :). Tyle że najlepsze w tym wszystkim nie są te
daty, rocznice, ale fakt, że czas płynie jakoś poza nami, zupełnie nie czuję
jego upływu. Kolejne wydarzenia tworzą spójną całość, poszczególne elementy
idealnie się zazębiają, konkretne wybory niosą ze sobą konkretne konsekwencje.
Ja przecież nigdy nie marzyłam o tym całym słowackim galimatiasie :). Moja
wyobraźnia była na niego po prostu zbyt mała. A przecież wszystko jest tak, jak
ma być, nic nie jest przesunięte nawet o milimetr w złą stronę. 2 kraje, 2
języki, 2 narodowości, 2 kultury, 2 światy… W tym wszystkim po prostu musi być
miłość, jak inaczej wyszłaby z tego jedna rodzina?
9,5 roku temu (nasze pierwsze zdjęcie!), 6 lat temu, 3 lata temu i dziś |
Január, odjakživa mesiac mojich narodenín. Od tohto roku
nielen mojich. M. sa narodil koncom októbra, ja koncom januára a tak nám to
nejako vyšlo, že sme priestor medzi našimi narodeninami začali vypĺňať
narodeninami našich detí :) - najprv MN. ovládla november, o 3 roky neskôr si
DJ. zobral december a začiatok januára v tomto roku obsadil najnovší člen našej
rodiny, JM. V mojom živote prebehla ďalšia revolúcia. Ako sa cítim? Omráčená,
unavená, šťastná, hrdá, stratená, plná nepokoju, ešte viac však lásky. Dávno
som neplakala tak veľa ako počas ostatných 4 týždňov :). Ešte som celkom
nenašla samu seba ani v tom novom živote, ani vo svojom tele. Striedajú sa vo
mne tie najhoršie myšlienky o sebe s úžasom nad tým, čo som dosiahla. 4 tehotenstvá,
3 zdravé deti, 2 prirodzené pôrody a 1 cisársky rez. Keď som temer pred 7 rokmi
nastúpila na cestu materstva, netušila som, čo ma čaká. Stretla som na nej
svoju úžasnú dcéru, skvelých synov, veľakrát som sa potkla a spadla, rozbila si
kolená a zranila ruky. Jedno však viem na sto percent – absolútne nič by som
nemenila. Keď teraz, krátko po narodení nášho druhého syna, som stále taká
krehká, precitlivená, keď mám hlavu stále plnú viac otázok ako odpovedí, vidím,
že jedno mojej rodine naisto nechýba, jedného máme stále na rozdávanie –
obrovské množstvo lásky. A tá láska je odpoveďou na každú ťažkosť, na každú
pochybnosť, na každý smútok a každú výzvu. A tých nám každý deň prináša dosť.
Viete, že v tomto roku ubehne 10 rokov odvtedy, čo sa
poznáme s M.? A pred pár dňami bolo 9 rokov odvtedy, čo sme spolu – od tej
pamätnej chvíle, keď ma M. pozval na slovenský ples a ja som (ľahkovážne! ;))
súhlasila, čím som spečatila svoj osud :). Avšak najlepšie na tom všetkom nie
sú dátumy, výročia, ale skutočnosť, že čas plynie akosi tak mimo nás, vôbec
necítim jeho beh. Ďalšie a ďalšie udalosti tvoria jednoliaty celok, jednotlivé
prvky k sebe ideálne priliehajú, konkrétne rozhodnutia prinášajú konkrétne
dôsledky. Ja som predsa nikdy nesnívala o tomto slovenskom galimatiáši :). Moja
predstavivosť bola naň jednoducho príliš nedostatočná. A predsa je všetko práve
tak, ako má byť, nič nie je posunuté ani o milimeter nakrivo. 2 krajiny, 2
jazyky, 2 národnosti, 2 svety... V tom všetkom jednoducho musí byť láska, ako
inak by z toho mohla byť jedna rodina?
Gratulacje Natalio! Niech Wam się szczęści w tym Galimatiasie.
OdpowiedzUsuńPiekne zdjęcia i Wasze uśmiechy :)
Bardzo, bardzo dziękuję! :)
Usuń