piątek, 31 sierpnia 2018

Co powie tata / Na to je tato


Jest w sierpniu coś takiego, co sprawia, że nie lubię tego miesiąca. Nadchodzi to pomalutku, rośnie, rośnie, rośnie, by osiągnąć swoje apogeum ostatniego dnia. Czyli dzisiaj. Koniec wakacji i powrót do natłoku codziennych obowiązków? Nadchodząca jesień? Zmęczenie powyjazdowe? Nieutulona jeszcze w pełni tęsknota za domem? Pewnie wszystko po trochu. Tak czy siak siedzę właśnie sama na kanapie i posyłam temu sierpniowemu potworowi bardzo krzywy uśmiech.

A przecież sam miesiąc przyniósł tyle pięknych rzeczy. Stało się, po kilku (za długich) latach doczekałam się wreszcie porządnego instrumentu klawiszowego. Wymieniliśmy dla niego kanapę, przemeblowaliśmy cały salon, pozbyliśmy się całkiem ładnej sumki pieniędzy jak na nasze możliwości, ale jest, stoi, cieszy oko i ucho (tylko czy to wszystko nie oznacza, że zostaniemy w Bratysławie jeszcze dłużej?). Pojechaliśmy też na wspaniałe rodzinne wakacje na Węgry (to mój ulubiony kierunek, za rok też jedziemy :)). 4 cudowne dni spędzone tylko z dzieciakami i M. na zwiedzaniu, kąpielach w basenie i obżeraniu się wakacyjnymi przysmakami. Oprócz tego M. zabrał mnie dość niespodziewanie na weekend do Holandii. Eindhoven było dla mnie totalnym odkryciem. Nie mogę powiedzieć, żeby powrót do petržalskiej architektury i komunikacji był potem łatwym przeżyciem ;).

A wszystkie te dni spędzone u słowackich dziadków? Radość dzieciaków, wieczne zabawy w ogrodzie, komfort niegotowania obiadów, gdy gotuje teściowa lub szwagierka ;). I 2 wspólne wyjazdy, do Trenczyńskich Cieplic i Nowej Wsi Spiskiej. Lubię patrzeć, gdy moje dzieci są szczęśliwe, a one są najszczęśliwsze, gdy są otoczone miłością – rodziców, dziadków, wujostwa…

Jedno, czego (kogo) miały mało, to… tata. I właściwie to o nim chciałabym dziś najwięcej napisać, choć nie wiem, czy będzie tym faktem uszczęśliwiony ;).

Z naszego domowego doświadczenia wynika, że – aby wychowanie dwukulturowe się udało – potrzebni są oboje rodzice. Po równo. I nie chodzi tu o po równo od linijki, po równo w znaczeniu lustrzanego odbicia. Chodzi o po równo w sensie zaangażowania, dania siebie dzieciom w takim zakresie, w jakim jest to możliwe. Jedną z cudownych cech M. jest absolutne przekonanie, że on jako ojciec nie jest w niczym gorszy niż ja jako matka, niczego mu nie brakuje i ze wszystkim sobie poradzi (i nie ma tu najmniejszego znaczenia fakt, że np. nie umie z pamięci powiedzieć, w której szufladzie DJ. ma skarpetki i nie wie, że MN. woli jogurt w osobnej miseczce, a nie wymieszany z owocami – bez tego też można sobie doskonale poradzić). Może dla niektórych z was brzmi to jak oczywista oczywistość, ale wierzcie mi, znam tatusiów, którzy sami przyznają, zostając z dziećmi, że „jednak mama to mama”. M. nie tylko by sobie na taki komentarz nie pozwolił, ale przede wszystkim – on by tak w ogóle nie pomyślał. I dzieciaki to czują, dzieciaki to wiedzą. Podobnie jest z jego nieobecnością – naszym dzieciom nie jest ona obojętna, pytają, chcą z tatą rozmawiać przez telefon, gdy wracają do taty, prawie zapominają o moim istnieniu, tak ważny jest dla nich tata. Pewnie już to pisałam, ale 2 lata, które M. spędził, pracując z domu, były dla MN. (która miała wtedy od 1 do 3 lat) absolutnie najlepszym prezentem, jaki mogła od niego otrzymać. Bo sama mama (gdy można inaczej) to za mało. Ja nie nauczę dzieci mówić poprawnie po słowacku (ani nie chcę posługiwać się z nimi tym językiem), nie przeczytam im bajki po słowacku, nie opowiem o słowackich tradycjach, nie zaserwuję wspomnień ze słowackiej szkolnej ławki. Nie, bo nie mogę, nie, bo nie potrafię, nie, bo nie chcę. Od tego jest moja słowacka połowa, od tego jest tata.

A jak to wszystko pomaga mi samej? Pomijając fakt, że uczy mnie, że nie muszę być „supermamą”, nie muszę wszystkiego robić, umieć, potrafić, pokazuje, jak zachować normalną, zdrową równowagę w domu, między mamą, tatą i dziećmi. Poza tym mi na obczyźnie zwyczajnie zaoszczędza trochę stresu w takich zwyczajnych codziennych sytuacjach, jak wizyta z dziećmi u lekarza (bo nasza pani doktor jest kochana, ale mówi strasznie szybko i czasem mam problem, żeby ją zrozumieć :D; dlatego fajnie gdy to M. chodzi tam z dziećmi) czy rozmowa z wychowawczynią w przedszkolu.

Podsumowując – tata w domu to wspaniała sprawa, i dla dzieci, i dla mamy ;). I jak tak o tym pomyślałam, to ten sierpień stał się odrobinę przyjemniejszy :D. Na koniec dla Was mały smaczek z dzisiejszego dnia, który mnie niesamowicie zachwycił – moja córka dla swojej pani z przedszkola napisała bajkę, zobaczcie zdjęcie. I jak tu nie być dumnymi rodzicami małej Słowianki? :)


"Raz v jednom kralovstve bivala krasna princezna ktora lubila luku. Pri kralovskom muzeum raz kedi princezna Ivka sia hrala na luke a trhala kveti... Dialšja rozpravka"


Na auguste je niečo také, čo spôsobuje, že ho nemám rada. Prichádza to pomaličky, rastie, rastie, rastie, a dosiahne vrchol v posledný augustový deň. Čiže dnes. Koniec prázdnin a návrat k pretlaku každodenných povinností? Prichádzajúca jeseň? Únava po všetkých výjazdoch? Ešte celkom neuspokojený smútok za domovom? Asi zo všetkého trošku. Tak či onak, práve sedím sama na gauči a posielam tej augustovej potvore krivý úsmev.

Tento mesiac však priniesol toľko pekných vecí. Podarilo sa, po niekoľkých (dlhých) rokoch som sa konečne dočkala poriadneho klávesového nástroja. Vymenili sme kvôli nemu sedačku, zmenili usporiadanie celej obývačky, zbavili sme sa na naše pomery celkom peknej sumy peňazí, ale je tu, stojí, teší oči aj uši (neznamená to však, že zostaneme v Bratislave ešte dlhšie?). Strávili sme tiež skvelé rodinné prázdniny v Maďarsku (je to moja obľúbená destinácia, o rok tiež pôjdeme :)). 4 nádherné dni strávené len s deťmi a M. poznávaním, kúpaním sa v bazéne a napchávaním sa prázdninovými pochúťkami. Okrem toho ma M. vzal dosť prekvapujúco na víkend do Holandska. Eindhoven pre mňa znamenal úplne nové odhalenie. Nemôžem povedať, že by bol pre mňa následný návrat do petržalskej architektúry a komunikácií ľahký ;).

A všetky tie dni strávené u slovenských starých rodičov? Radosť detí, večné zábavy v záhrade, to, že nebolo treba variť, keď to robila svokra alebo švagriná ;). A 2 spoločné výlety, do Trenčianskych Teplíc a Spišskej Novej Vsi. Rada sa dívam, keď sú moje deti šťastné, a ony sú najšťastnejšie, keď sú obklopené láskou – rodičov, starých rodičov, ujov a tiet...

To, čoho (koho) však mali málo, bol... tato. A práve o ňom by som dnes chcela najviac napísať, hoci neviem, či mu to urobí radosť ;).

Z našej vlastnej skúsenosti vyplýva, že ak chceme, aby sa dvojkultúrová výchova podarila, sú potrební obaja rodičia. Rovnako. Nejde o rovnosť v zmysle pravítka či zrkadlového obrazu. Ide o rovnosť v zmysle zapojenia sa, darovania sa deťom natoľko, nakoľko je to možné. Jednou z úžasných vlastností M. je totálne presvedčenie, že on ako otec nie je o nič horší odo mňa ako matky, nič mu nechýba a so všetkým si poradí (a nehrá pri tom ani najmenšiu rolu skutočnosť, že nevie napr. spamäti povedať, v ktorej zásuvke ma DJ. ponožky a nevie, že MN. má radšej jogurt v samostatnej mištičke a nie zmiešaný s ovocím – bez takýchto znalostí je možné si tiež dokonale poradiť). Možno je to pre mnohých z Vás absolútne samozrejmé, ale verte mi, poznám tatov, ktorí sami priznávajú, že „mama je predsa len mama”. M. by si nikdy taký komentár nedovolil, ale predovšetkým, v živote by si také niečo nepomyslel. A deti to cítia, deti to vedia. Podobné je to vtedy, keď s nimi nie je – jeho neprítomnosť im nie je ľahostajná, pýtajú sa naňho, chcú s ním hovoriť cez telefón, keď sa k nemu vracajú, takmer zabúdajú o mojej existencii, taký je pre nich dôležitý. Asi som to už písala, ale 2 roky, ktoré M. strávil prácou z domu boli pre MN. (ktorá mala vtedy 1-3 roky) absolútne najlepší darček, aký od neho mohla dostať. Lebo mama samotná (pokiaľ to nie je nevyhnutnosť) nestačí. Ja nenaučím deti hovoriť správne po slovensky (ani pred nimi slovenčinu nechcem používať), neprečítam im rozprávku po slovensky, neporozprávam o slovenských tradíciách, nepospomínam si na príbehy zo slovenskej školskej lavice. Nie, lebo nemôžem, lebo nedokážem, lebo nechcem. Na to je moja slovenská polovička, na to je tato.

A ako to pomáha mne samej? Okrem toho, že ma učí, že nemusím byť „supermama”, nemusím všetko robiť, všetko dokázať či vedieť, ukazuje aj to, ako zachovať normálnu, zdravú rovnováhu v domácnosti, medzi mamou, tatom a deťmi. Takisto mi v cudzine šetrí trochu stresu pri takých obyčajných každodenných situáciách ako je napr. návšteva s deťmi u lekára (lebo naša pani doktorka je zlatá, ale hovorí strašne rýchlo a niekedy mám problém jej rozumieť :D; preto je fajn, keď tam chodí M.) či rozhovor s učiteľkou v škôlke.

Keď si to všetko zrátam, tato doma je super vec, i pre deti, i pre mamu ;). A keď si tak na to pomyslím, hneď je ten august trošičku príjemnejší :D. Na koniec ešte malá chuťovka z dnešného dňa, ktorá ma neuveriteľne dostala – moja dcérka napísala rozprávku pre pani učiteľku zo škôlky, pozrite si obrázok. No nedá sa nebyť hrdým rodičom tejto malej Slovanky :).