piątek, 30 kwietnia 2021

Uchylone drzwi / Pootvorené dvere

Dziś bez marudzenia. Tym razem po wielu miesiącach będzie pozytywnie. Bo od trzech dni obserwuję gigantyczną radość moich dzieciaków i moich rodziców. Nie widzieli się 5 miesięcy. Ostatnio rodzice dali radę przyjechać do nas na „grupowe” urodziny (MN. świętuje w listopadzie, DJ. w grudniu, JM. w styczniu) zorganizowane dla polskich i słowackich dziadków pod koniec listopada. A potem już był koniec. Lockdowny, kolejne fale zachorowań, spore ryzyko. Aż do środy, 28 kwietnia. Nadal jest masa utrudnień, kto śledzi mój fanpejdż na fb, ten wie, że trzeba spełnić kilka warunków, by wjechać na teren Słowacji bez konieczności kwarantanny (a właściwie z kwarantanną kilkugodzinną – do momentu zrobienia na terenie Słowacji testu PCR). Ale to nic. Bo moi rodzice przyjęli już pierwszą dawkę szczepionki, już działa, już upłynęła odpowiednia liczba tygodni. I te tak długo zamknięte drzwi odgradzające nas od siebie powolutku zaczęły się uchylać.

W środę po południu w naszym domu panował kompletny rozgardiasz. Wszędzie pełno bagaży, siatek, kartonów; przejścia nie było prawie wcale. Ale to najważniejsze, co górowało nad wszystkim, to szczęście. Patrzyłam na wzruszenie moich rodziców, słuchałam pisków radości moich dzieci, obserwowałam nieustanne objęcia, czułe gesty, szerokie uśmiechy i… po prostu pozwoliłam się temu wypełnić. Cierpienie, które towarzyszyło moim dzieciom w ostatnich miesiącach, minęło. Skończyło się całowanie ekranu telefonu i obejmowanie komputera. JM., mój najmłodszy synek, co chwilę swoją babcię poklepywał, dotykał, podszczypywał. Jakby ze wszystkich sił chciał się upewnić, że ona jest tu naprawdę, że mu się to nie przyśniło. DJ., środkowy, w czwartek rano obudził się z okrzykiem radości na ustach. „Babcia!” – zawołał. I zaraz pobiegł do łóżka dziadków, żeby się z nimi poprzytulać.

Nie wiem, czy jest coś piękniejszego niż miłość. Ja w każdym razie dawno tak pięknych obrazów nie widziałam. I trzymam kciuki, żeby te drzwi między polskim Wybrzeżem a Bratysławą otwarły się między nami już na dobre.



Dnes bez sťažností. Tentokrát budem, po mnohých mesiacoch, pozitívna. Lebo už tri dni pozorujem obrovskú radosť mojich detí aj mojich rodičov. Nevideli sa 5 mesiacov. Naposledy sa k nám rodičom podarilo pricestovať na „hromadné“ narodeniny (MN oslavuje v novembri, DJ v decembri, JM v januári) zorganizované pre poľských aj slovenských starých rodičov koncom novembra. Potom bol stretávaniam koniec. Lockdowny, ďalšie vlny ochorení, veľké riziko. Až do stredy, 28. apríla. Stále platí veľa obmedzení, kto sleduje stránku blogu na fejsbuku, ten vie, že treba splniť niekoľko podmienok, ak chcete pricestovať na územie Slovenska bez nutnosti karantény (presnejšie, s niekoľkohodinovou karanténou - kým dostanete výsledok PCR testu vykonaného na Slovensku). Ale to nič. Lebo moji rodičia už dostali prvú očkovaciu dávku, už funguje, už uplynul príslušný počet týždňov. A tie dvere, tak dlho zavreté a oddeľujúce nás navzájom od seba, sa pomaličky začali otvárať.

V stredu popoludní panoval u nás doma kompletný chaos. Všade plno batožiny, tašiek, krabíc; takmer vôbec sa nedalo prejsť. Ale to najdôležitejšie, čo sa vznášalo nad tým všetkým, bolo šťastie. Dívala som sa na dojatie mojich rodičov, počúvala som radostné pisky mojich detí, pozorovala som neustále objatia, nežné gestá, široké úsmevy a... jednoducho som sa tým nechala naplniť. Smútok, ktorý sprevádzal moje deti počas ostatných mesiacov, sa stratil. Skončilo sa bozkávanie displejov telefónov a objímanie počítačov. JM, môj najmladší syn, každú chvíľu ťapkal a štipkal starkú a dotýkal sa jej. Akoby sa chcel zo všetkých síl uistiť, že tu naozaj je, že sa mu to iba nesníva. DJ, stredný, sa vo štvrtok ráno zobudil s výkrikom radosti na perách. „Starká!“ - zavolal. A okamžite vybehol do postele starých rodičov, aby sa k nim mohol pritúliť.

Neviem, či je niečo krajšie ako láska. V každom prípade, ja som nič tak krásne už dlho nevidela. A držím palce, aby sa tie dvere medzi poľským pobrežím a Bratislavou otvorili už nastálo.