niedziela, 27 lutego 2022

Prośba do drugiego człowieka / Prosba druhému človeku

Lutowy post miał napisać M. Lubię od czasu do czasu zerknąć, jak widzi naszą rzeczywistość swoim słowackim okiem. I choć przypominałam mu o tym przez ostatnie kilka dni, od minionego czwartku czułam w kościach, że jednak to ja muszę zabrać głos w tym malutkim internetowym miejscu należącym tylko do mnie, do mojej głowy i serca.

A moje serce jest od wybuchu wojny do głębi poruszone. Na płaszczyźnie bycia człowiekiem, Polką na obczyźnie, córką, żoną i mamą. Po ludzku ta wojna kompletnie wyrwała mnie z dobrze znanego, bezpiecznego szlaku życia, którym podążałam. Pewnie wielu z Was odczuwa podobnie. Wielu rzeczy mogłam oczekiwać, wiele potencjalnych wyzwań i trudności dopuszczać na swojej drodze. Ale w moim wewnętrznym słowniku pojęcie „wojny w Europie” wiązało się nierozerwalnie z przeszłością, która już się przecież nie może powtórzyć, bo pokolenie moich dziadków, które jej doświadczyło, zapłaciło za to doświadczenie najwyższą cenę. Dziś, wiedząc już, że nie istnieją błędy, których człowiek nie jest w stanie powtórzyć, nieustannie próbuję tę prawdę w sobie pomieścić i przyjąć, że wojna w Europie jest faktem wraz ze wszystkim tym, co fakt ten ze sobą niesie.

To, co dotyka mnie szczególnie, to moje pochodzenie, trudna historia położenia mojego kraju i niepokój, który wzbudza we mnie przebywanie poza jego granicami, daleko od najbliższych, z pełną świadomością, jak dynamicznie ulega zmianie sytuacja geopolityczna w naszej części świata. Nie chcę rozwijać tego akapitu, bo pewnie wielu z nas przeżywa takie czy inne lęki i moje wpisują się tylko w wielką falę obaw będących owocem tej wielkiej niewiadomej, która pojawiła się nagle na naszym horyzoncie. Tak po prostu jest i nie jestem w stanie znaleźć sensowniejszego rozwiązania niż trzymanie w ryzach własnego niepokoju i nietracenie nadziei.

Najbardziej jednak boli mnie myśl o dzieciach, które tak jak moje obudziły się w czwartek rano, żeby iść do szkoły i nie mogły; myśl o małżeństwach, które miały może w planach kupno nowego mieszkania i nie zdążyły go zrealizować; myśl o rodzinach, którym marzyły się wspólne wakacje, a nagle ich jedyną troską jest walka o przeżycie i o wolność ich narodu. Cierpię razem z nimi.

Kotłują się we mnie olbrzymie ilości myśli i uczuć. I nie mają swobodnego ujścia. Czuję, że gdzie bym ich nie skierowała, tam napotykają na ścianę. Ale jest jeden jedyny ratunek, który dostrzegam. Najbardziej elementarny, banalny w swojej oczywistości, przewałkowany miliony razy na wszystkie możliwe strony. Ale jednak. Pomaga. Chroni. Obejmuje rozdygotane wnętrze. To miłość. To przyjaźń. To solidarność i wspólnota. To bycie razem. Proszę, bądźmy razem.

Fot.: https://www.mariamuhl.com/

Februárový príspevok mal napísať M. Rada sa z času na čas pozerám, ako vidí našu realitu svojimi slovenskými očami. A hoci som mu o tom v posledných dňoch pripomínala, od minulého štvrtka som cítila v kostiach, že to ja sa musím ozvať v tom maličkom internetovom mieste, ktoré je len moje, mojej hlavy a môjho srdca.

A moje srdce je od vypuknutia vojny hlboko pohnuté. Na úrovni bytia človekom, Poľkou v zahraničí, dcérou, manželkou aj mamou. Tak po ľudsky ma tá vojna úplne vytrhla z dobre známej, bezpečnej  cesty životom, ktorou som šla. Určite mnohí z Vás to cítia podobne. Veľa vecí som mohla očakávať, veľa možných výziev a ťažkostí na svojej ceste som mohla pripúšťať. Ale v mojom vnútornom slovníku sa termín „vojna v Európe“ spájal výlučne s minulosťou, ktorá sa už predsa nemôže zopakovať, lebo pokolenie mojich starých rodičov, ktoré ju zakúsilo, za tú skúsenosť zaplatilo najvyššiu cenu. Dnes, keď už viem, že neexistujú také chyby, ktorých by sa človek nedokázal opätovne dopustiť, sa snažím ten fakt v sebe nejako pomestiť a uvedomiť si, že vojna v Európe je skutočnosť so všetkým, čo so sebou prináša.

To, čo sa ma zvlášť týka, je môj pôvod, ťaživá história spojená s polohou mojej krajiny a nepokoj, ktorý vo mne vzbudzuje skutočnosť, že som mimo jej hraníc, ďaleko od najbližších, s plným vedomím toho, ako dynamicky sa mení geopolitická situácia v našej časti sveta. Nechcem viac rozvíjať tento odsek, lebo veľa z nás prežíva také či iné obavy, a moje len odrážajú veľkú vlnu obáv, ktorá je dôsledkom tej veľkej neznámej, ktorá sa náhle objavila na našom horizonte. Tak to skrátka je a nedokážem nájsť rozumnejšie riešenie ako držanie svojho nepokoju v nejakých hraniciach a nestrácanie nádeje.

Najviac ma však trápi myšlienka na deti, ktoré sa, takisto ako moje, vo štvrtok zobudili a chceli ísť do školy, no nemohli. Myslím o pároch, ktoré si možno chceli kúpiť nový byt, ale nestihli to. Myslím na rodiny, ktoré snívali o spoločných prázdninách, no zrazu je ich jedinou starosťou boj o prežitie a o slobodu ich národa. Trpím spolu s nimi.

Miešajú sa vo mne obrovské vlny pocitov a myšlienok. A nemám ich ako vypustiť. Cítim, že kdekoľvek by som ich nasmerovala, všade by narazili na múr. Ale je jedna, jediná záchrana, ktorú vidím. Najzákladnejšia, banálne samozrejmá, miliónkrát skloňovaná vo všetkých pádoch. Ale predsa. Pomáha. Chráni. Objíma roztrasené vnútro. Je to láska. Je to priateľstvo. Je to solidarita a spoločenstvo. Je to byť spolu. Prosím, buďme spolu.