Lutowy post miał napisać M. Lubię od czasu do czasu zerknąć,
jak widzi naszą rzeczywistość swoim słowackim okiem. I choć przypominałam mu o
tym przez ostatnie kilka dni, od minionego czwartku czułam w kościach, że jednak
to ja muszę zabrać głos w tym malutkim internetowym miejscu należącym tylko do
mnie, do mojej głowy i serca.
A moje serce jest od wybuchu wojny do głębi poruszone. Na
płaszczyźnie bycia człowiekiem, Polką na obczyźnie, córką, żoną i mamą. Po
ludzku ta wojna kompletnie wyrwała mnie z dobrze znanego, bezpiecznego szlaku
życia, którym podążałam. Pewnie wielu z Was odczuwa podobnie. Wielu rzeczy
mogłam oczekiwać, wiele potencjalnych wyzwań i trudności dopuszczać na swojej
drodze. Ale w moim wewnętrznym słowniku pojęcie „wojny w Europie” wiązało się
nierozerwalnie z przeszłością, która już się przecież nie może powtórzyć, bo
pokolenie moich dziadków, które jej doświadczyło, zapłaciło za to doświadczenie
najwyższą cenę. Dziś, wiedząc już, że nie istnieją błędy, których człowiek nie
jest w stanie powtórzyć, nieustannie próbuję tę prawdę w sobie pomieścić i
przyjąć, że wojna w Europie jest faktem wraz ze wszystkim tym, co fakt ten ze
sobą niesie.
To, co dotyka mnie szczególnie, to moje pochodzenie, trudna
historia położenia mojego kraju i niepokój, który wzbudza we mnie przebywanie
poza jego granicami, daleko od najbliższych, z pełną świadomością, jak
dynamicznie ulega zmianie sytuacja geopolityczna w naszej części świata. Nie
chcę rozwijać tego akapitu, bo pewnie wielu z nas przeżywa takie czy inne lęki
i moje wpisują się tylko w wielką falę obaw będących owocem tej wielkiej
niewiadomej, która pojawiła się nagle na naszym horyzoncie. Tak po prostu jest
i nie jestem w stanie znaleźć sensowniejszego rozwiązania niż trzymanie w
ryzach własnego niepokoju i nietracenie nadziei.
Najbardziej jednak boli mnie myśl o dzieciach, które tak jak
moje obudziły się w czwartek rano, żeby iść do szkoły i nie mogły; myśl o
małżeństwach, które miały może w planach kupno nowego mieszkania i nie zdążyły
go zrealizować; myśl o rodzinach, którym marzyły się wspólne wakacje, a nagle
ich jedyną troską jest walka o przeżycie i o wolność ich narodu. Cierpię razem
z nimi.
Kotłują się we mnie olbrzymie ilości myśli i uczuć. I nie mają swobodnego ujścia. Czuję, że gdzie bym ich nie skierowała, tam napotykają na ścianę. Ale jest jeden jedyny ratunek, który dostrzegam. Najbardziej elementarny, banalny w swojej oczywistości, przewałkowany miliony razy na wszystkie możliwe strony. Ale jednak. Pomaga. Chroni. Obejmuje rozdygotane wnętrze. To miłość. To przyjaźń. To solidarność i wspólnota. To bycie razem. Proszę, bądźmy razem.
Fot.: https://www.mariamuhl.com/ |
Februárový príspevok mal napísať M. Rada sa z času na čas pozerám, ako vidí našu realitu svojimi slovenskými očami. A hoci som mu o tom v posledných dňoch pripomínala, od minulého štvrtka som cítila v kostiach, že to ja sa musím ozvať v tom maličkom internetovom mieste, ktoré je len moje, mojej hlavy a môjho srdca.
A moje srdce
je od vypuknutia vojny hlboko pohnuté. Na úrovni bytia človekom, Poľkou
v zahraničí, dcérou, manželkou aj mamou. Tak po ľudsky ma tá vojna úplne
vytrhla z dobre známej, bezpečnej cesty
životom, ktorou som šla. Určite mnohí z Vás to cítia podobne. Veľa vecí
som mohla očakávať, veľa možných výziev a ťažkostí na svojej ceste som
mohla pripúšťať. Ale v mojom vnútornom slovníku sa termín „vojna
v Európe“ spájal výlučne s minulosťou, ktorá sa už predsa nemôže
zopakovať, lebo pokolenie mojich starých rodičov, ktoré ju zakúsilo, za tú
skúsenosť zaplatilo najvyššiu cenu. Dnes, keď už viem, že neexistujú také
chyby, ktorých by sa človek nedokázal opätovne dopustiť, sa snažím ten fakt
v sebe nejako pomestiť a uvedomiť si, že vojna v Európe je
skutočnosť so všetkým, čo so sebou prináša.
To, čo sa ma
zvlášť týka, je môj pôvod, ťaživá história spojená s polohou mojej krajiny
a nepokoj, ktorý vo mne vzbudzuje skutočnosť, že som mimo jej hraníc,
ďaleko od najbližších, s plným vedomím toho, ako dynamicky sa mení
geopolitická situácia v našej časti sveta. Nechcem viac rozvíjať tento
odsek, lebo veľa z nás prežíva také či iné obavy, a moje len odrážajú
veľkú vlnu obáv, ktorá je dôsledkom tej veľkej neznámej, ktorá sa náhle
objavila na našom horizonte. Tak to skrátka je a nedokážem nájsť
rozumnejšie riešenie ako držanie svojho nepokoju v nejakých hraniciach
a nestrácanie nádeje.
Najviac ma však
trápi myšlienka na deti, ktoré sa, takisto ako moje, vo štvrtok zobudili
a chceli ísť do školy, no nemohli. Myslím o pároch, ktoré si možno
chceli kúpiť nový byt, ale nestihli to. Myslím na rodiny, ktoré snívali
o spoločných prázdninách, no zrazu je ich jedinou starosťou boj
o prežitie a o slobodu ich národa. Trpím spolu s nimi.
Miešajú sa vo mne
obrovské vlny pocitov a myšlienok. A nemám ich ako vypustiť. Cítim,
že kdekoľvek by som ich nasmerovala, všade by narazili na múr. Ale je jedna,
jediná záchrana, ktorú vidím. Najzákladnejšia, banálne samozrejmá, miliónkrát
skloňovaná vo všetkých pádoch. Ale predsa. Pomáha. Chráni. Objíma roztrasené
vnútro. Je to láska. Je to priateľstvo. Je to solidarita a spoločenstvo.
Je to byť spolu. Prosím, buďme spolu.