sobota, 30 kwietnia 2016

Pocztówka znad morza / Pohľadnica od mora

22 września po raz ostatni widziałam Polskę w 2015 roku. Wróciłam do swojej ojczyzny prawie 7 miesięcy później, 9 kwietnia 2016 roku, przywożąc do kraju po raz pierwszy mojego małego syna. Prawdziwie sentymentalna podróż między przeszłością a teraźniejszością. 3 cudowne tygodnie spotkań, rozmów, odwiedzin „moich” miejsc. Wypite kilka litrów kawy bezkofeinowej i zjedzone niejedno ciasto. Do tego parę odkryć. Mój dawny pokój stał się pokojem mojej córki. Zdjęcie mojego przyjaciela w ramce to zdjęcie jej taty chrzestnego, zdjęcie przyjaciółki to zdjęcie super cioci podstólnej, która za każdym razem zabiera MN. na wycieczkę… pod stół. Ukochana schola dziecięca, którą prowadziłam w ubiegłym roku, śpiewa jeszcze lepiej. I moja córka właśnie do niej dorosła. Morze niezmienne zachwyca i ciągle znajdzie się ktoś, kto tego piękna jeszcze nie widział, tym razem odkrył je mój syn. Nic nie stoi w miejscu. Ale zarazem ciągle mogę być częścią wielu spraw, chociaż zaglądam do nich jakby z przeszłości. Wyprowadzka nie musi oznaczać końca, jeżeli postaram się o to nie tylko ja. Dobrze jest mieć gdzie wracać.

W niedzielę czeka mnie jednak inny powrót. Do domu. Na Słowację. Jestem rozdarta w tym definiowaniu słów „powrót” i „wyjazd”. Choć moje wybory życiowe dokładnie je objaśniają. Czy jest coś, za czym tęsknię? Czy przez te parę miesięcy zdążyłam już coś takiego znaleźć? Bratysława nie jest moim miastem marzeń. Mieszkam w dzielnicy, w której absolutne pierwszeństwo przed wszystkim i wszystkimi mają samochody, autobusy rozbijają się na zakrętach tak, że można poćwiczyć latanie, a park koło domu naiwnie mogłabym nazwać dziewiczym, a w rzeczywistości jest po prostu zaniedbany. Nie tęsknię za miejscem. Ale tęsknię za ludźmi. Za mężem, bo tak, tu nie trzeba żadnych wyjaśnień. Za szwagierką, dzięki której jestem na bieżąco z całą ofertą imprez dla dzieci w mieście i której mogę pokazać każdy nowy ciuch, bo „ona mnie zrozumie”. Za Basią, francuską Polką w Bratysławie, z którą co tydzień w sobotę lub niedzielę testujemy inną kawiarnię i z którą znajomość dodaje mojemu słowackiemu życiu koloru. Za księdzem z mojej parafii, którego imienia nawet nie znam, ale głosi genialne kazania. Niby nie ma tego dużo, ale… jest naprawdę dobrej jakości. Nie mam się na co skarżyć. Nie zamykam się na przyszłość, nie odgradzam od przeszłości. Jest dobrze. I widzę, że z każdym dniem coraz lepiej.

Pozdrawiam znad morza. N.




Poslednýkrát som Poľsko v roku 2015 videla 22.9. Do svojej vlasti som sa vrátila takmer o 7 mesiacov neskôr, 9.4. 2016, pričom som sem po prvýkrát priviezla môjho malého syna. Skutočne sentimentálne cestovanie medzi minulosťou a prítomnosťou. Tri úžasné týždne stretnutí, rozhovorov, návštev „mojich” miest. Vypitých niekoľko litrov bezkofeínovej kávy a nejeden zjedený koláčik. K tomu pár objavov. Moja stará izba sa stala izbou mojej dcérky. Zarámovaný obrázok môjho priateľa je fotka jej krstného otca, obrázok priateľky je fotka super tety „podstolnej”, ktorá vždy berie MN na výlet...pod stôl. Milovaný detský zbor, ktorý som viedla minulý rok, je ešte lepší. Aj moja dcérka doň práve dorástla. More budí stále rovnaký úžas a vždy sa nájde niekto, kto tú krásu ešte nevidel, tentokrát ju odkryl môj syn. Nič nezostáva na jednom mieste. Zároveň však môžem byť stále súčasťou mnohých vecí, hoci na ne nazerám akoby z minulosti. Presťahovanie nemusí znamenať koniec, pokiaľ sa o to budeme snažiť viacerí. Je dobré mať sa kam vrátiť.

V nedeľu ma však čaká iný návrat. Návrat domov. Na Slovensko. Som rozdelená pri definovaní slov „návrat” a „výjazd”. Hoci moje životné voľby ich presne určujú. Je niečo, za čím sa mi cnie? Stihla som za tých pár mesiacov niečo také objaviť? Bratislava nie je mesto mojich snov. Bývam v štvrti, v ktorej majú absolútnu prednosť pred všetkým a všetkými autá, autobusy sa trmácajú zákrutami tak, že si môžem precvičiť lietanie a park okolo domu by som mohla naivne nazvať panenským, v skutočnosti je len zanedbaný. Necnie sa mi za miestom. Chýbajú mi ľudia. Manžel, lebo, pravda, tu netreba žiadne vyjasnenia. Švagriná, vďaka ktorej mám aktuálny prehľad o celej ponuke akcií pre deti v meste a ktorej môžem ukázať všetky nové šaty, lebo „ona mi rozumie”. Baša, francúzska Poľka v Bratislave, s ktorou každý týždeň v sobotu alebo v nedeľu testujeme inú kaviareň a známosť s ktorou dodáva môjmu životu na Slovensku farbu. Kňaz z našej farnosti, o ktorom ani neviem, ako sa volá, ale má geniálne kázne. Nie je toho nejako veľa, ale... je to skutočne dobrej kvality. Nemám sa na čo sťažovať. Nezatváram sa pred budúcnosťou, nepálim mosty za minulosťou. Je dobre. A vidím, že s každým dňom čoraz lepšie.

Pozdravujem od mora. N.