środa, 31 marca 2021

Jestem wkurzona / Som nahnevaná

Nigdy nie chciałam, żeby mój blog służył wylewaniu żalów, ale… jestem wkurzona. Gdy rok temu wybory parlamentarne na Słowacji wygrała opozycja, patrzyłam na to zwycięstwo optymistycznie. I teraz krótka uwaga: to nie jest blog o polityce, na Słowacji nie przysługuje mi prawo wyborcze i generalnie przeżywam słowackie kwestie polityczne dużo mniej niż polskie. Nie wyszukuję też specjalnie informacji na ten temat, ale nie żyję w próżni i siłą rzeczy jakieś poglądy mam. Koniec krótkiej uwagi. Zatem zwycięstwo opozycji, choć rozdrobnionej, przyjęłam z dozą optymizmu i choć wybory rozegrały się u progu epidemii i nowy rząd miał naprawdę trudne zadanie, uważałam, że poradził sobie z nim całkiem nieźle. Pierwsza fala była oczywiście szokiem również dla mojej rodziny, ale liczby zachorowań były niewysokie, sytuacja wydawała się być względnie pod kontrolą, władza miała plan, czterofazowy rozkład jazdy, my mieliśmy perspektywę. I przyszło lato, dzienna liczba zachorowań nie przekraczała nawet 10 osób, pojechaliśmy do Polski, odwiedziliśmy teściów, odetchnęliśmy po trudnej wiośnie.

A potem przyszedł wrzesień, moje dzieci nareszcie wróciły do szkoły i przedszkola, ja wróciłam do pracy w szkole polskiej i… wszystko stopniowo zaczęło się sypać. I dziś jestem już naprawdę wkurzona.

Nie należę do tych, którzy negują epidemię i lekceważą obostrzenia, o nie. Mam w rodzinie zbyt wielu lekarzy, zmagających się z COVID-em na co dzień. Podchodzę do tematu na serio. Ale straciłam na Słowacji poczucie bezpieczeństwa, które towarzyszyło mi w pierwszych miesiącach epidemii. Dziś mogę jedynie śledzić kolejne przepychanki w rządzie, nieudolne zarządzanie kryzysem, brak planu na cokolwiek, tak potrzebnego dla takiego zwykłego szaraka jak ja, i dać upust swojej złości tu, na blogu. Mój syn od grudnia nie był w przedszkolu, dla jego rozwoju to dramat. I jestem wściekła, patrząc na to. I na jego smutek, gdy (dzięki Bogu) jego starszej siostrze udało się wrócić do szkoły, a jemu do przedszkola iść nie wolno. Wszystkie sklepy, restauracje, punkty usługowe są zamknięte od grudnia (!) i jestem wkurzona, że musiałam kupić nożyczki fryzjerskie i ostrzyc wszystkich moich domowników samodzielnie (raczej nie będę Wam opowiadać, ile trwało strzyżenie M., który ma gęste, sztywne i sterczące włosy ;) – powiem Wam tylko, że miał anielską cierpliwość!). Jestem wkurzona, idąc na spacer i widząc kolejne lokale, które nie mają szans przetrwać. Jestem wkurzona, że po kolejnych obostrzeniach mojej 8-letniej córce nie przysługiwało nawet prawo do spaceru (tylko dzieci do 6. roku życia mogły wychodzić na spacer w pobliżu domu). Gdy w listopadzie mieszkańcy Słowacji ruszyli tłumnie na ogólnokrajowe testowanie za pomocą testów antygenowych, byłam w tym tłumie i ja. Miałam poczucie sensu, solidarności, nadziei, że to czemuś dobremu posłuży. Gdy teraz muszę się badać co tydzień, a co gorsza – moje małe dziecko musi mieć ten przeklęty test wykonywany co tydzień ze względu na regularne wizyty u lekarza, jestem po prostu wściekła. Bo jestem całkowicie bezradna. Jesteśmy jak w więzieniu od ponad 3 miesięcy i nic z tego nie wynika. W statystykach zachorowań byliśmy w ostatnim czasie nieustannie w światowej czołówce. Tymczasem rząd zajmuje się wyłącznie sobą. A ja mam trójkę dzieci, przez większość tego czasu non stop w domu i ledwo ogarniam rzeczywistość. A moim dzieciom jest nieraz jeszcze trudniej.

Ostatnio moja córka spytała, kiedy będzie mogła zostać sama w domu. Drążyłam temat, żeby zrozumieć, o co chodzi i czego się dowiedziałam? „Mamo, chcę choć przez 20 minut prawdziwej ciszy. Ale takiej najprawdziwszej, bez nikogo innego obok”. I to powiedziała ośmiolatka… I to jej pragnienie tak mnie zasmuciło, że jestem jeszcze bardziej wkurzona…



Nikdy som nechcela, aby môj blog slúžil na to, aby som sa mala kde posťažovať, ale… som nahnevaná. Keď pred rokom vyhrala parlamentné voľby na Slovensku opozícia, vnímala som to víťazstvo optimisticky. A teraz krátka poznámka: to nie je blog o politike, na Slovensku nemám volebné právo a tak celkovo prežívam slovenské politické záležitosti oveľa menej ako poľské. Nevyhľadávam tiež nejako zvlášť informácie o týchto témach, ale nežijem vo vákuu a chtiac nechtiac nejaké názory mám. Koniec krátkej poznámky. Víťazstvo opozície, hoci rozdrobenej, som teda vnímala s istou dávkou optimizmu, a hoci sa voľby uskutočnili na prahu epidémie a nová vláda mala skutočne ťažkú úlohu, mala som pocit, že si s ňou celkom poradila. Prvá vlna bola, samozrejme, šokujúca aj pre moju rodinu, ale počty ochorení neboli vysoké, zdalo sa, že situácia je pod kontrolou, vláda mala plán - štvorstupňový cestovný poriadok, a my sme mali perspektívu. A prišlo leto, denný počet ochorení nepresahoval ani 10, šli sme do Poľska, navštívili svokrovcov, oddýchli sme si po ťažkej jari. A potom prišiel september, moje deti sa konečne vrátili do školy a do škôlky, ja som sa vrátila do práce v poľskej škole a... všetko sa postupne začalo rúcať. A dnes som už naozaj nahnevaná.

Nepatrím k tým, ktorí popierajú epidémiu a k opatreniam sa stavajú ľahkovážne, veru nie. Mám na to v rodine priveľa lekárov, ktorí s COVID-om bojujú každý deň. Pristupujem k tomu vážne. Stratila som však na Slovensku pocit bezpečia, ktorý ma sprevádzal počas prvých mesiacov epidémie. Dnes môžem iba sledovať ďalšie žabomyšie vojny vo vláde, neschopné krízové riadenie, absenciu plánu na čokoľvek, ktorý by bol tak potrebný pre obyčajného človeka ako som ja, a vypustiť paru tu, na blogu. Môj syn nebol od decembra v škôlke, čo je hrozné z perspektívy jeho rozvoja. A zúrim, keď sa na to musím pozerať. Aj na jeho smútok, keď sa jeho sestre (vďakabohu) podarilo vrátiť do školy, no on do svojej škôlky ísť nemôže. Všetky obchody, reštaurácie, služby sú zavreté od decembra (!) a ja sa zlostím, že som si musela kúpiť kadernícke nožnice a sama ostrihať všetkých členov domácnosti (radšej Vám nepoviem, koľko trvalo strihanie M., ktorý má husté, tvrdé a neposlušné vlasy ;) - poviem iba toľko, že mal anjelskú trpezlivosť!). Hnevám sa, keď idem na prechádzku a vidím ďalšie prevádzky, ktoré nemajú šancu pretrvať. Zlostím sa na to, že po zavedení ďalších obmedzení nemala ani moja 8-ročná dcéra právo ísť na prechádzku (iba deti do 6 rokov mohli ísť na prechádzku v blízkosti domu). Keď sa v novembri Slováci hromadne zúčastnili celonárodného testovania pomocou antigénových testov, bola som v tom dave aj ja. Mala som pocit, že má zmysel, pocit solidarity, nádeje, že to niečomu dobrému poslúži. Keď sa teraz musím každý týždeň testovať a, čo je horšie, keď musí každý týždeň to prekliate testovanie absolvovať aj moje dieťa kvôli pravidelným návštevám u lekára, jednoducho zúrim. Lebo som úplne bezradná. Sme ako vo väzení už viac ako 3 mesiace a nikam to nevedie. V ostatnom čase sme boli v štatistikách ochorení stále vpredu v celosvetovom meradle. No a vláda sa zaoberá iba sebou. A ja mám tri deti, väčšinu času trávime bez prestávky doma, ledva sa so všetkým vyrovnávajúc. A mojim deťom je neraz ešte ťažšie.

Nedávno sa ma dcérka pýtala, kedy bude môcť zostať sama doma. Pýtala som sa jej, čo tým myslí, aby som pochopila, o čo jej ide, a čo som sa dozvedela? „Mama, chcela by som aspoň 20 minút skutočného ticha. Ale takého naozaj skutočného ticha, bez nikoho pri mne”. A to povedalo osemročné dievča... A tá jej túžba ma tak zarmútila, že som ešte viac nahnevaná...