środa, 30 czerwca 2021

Hola, hola, nie tak szybko! / Hej hej, nie tak rýchlo!

I jest! Po prawie roku (zegar zaczął odmierzać w pierwszej połowie sierpnia 2020 r.) przyjechaliśmy do Polski. Zaszczepiliśmy się, zwolniliśmy dzieci z zajęć 2 tygodnie przed końcem roku szkolnego, pożegnaliśmy się z teściami, dogadaliśmy kwestię podlewania kwiatków ze szwagrem (dzięki! kwiatki wciąż żyją!), ogarnęliśmy sprawy zawodowe i w końcu przekroczyliśmy te magiczne granice – najpierw słowacko-czeską, a potem upragnioną czesko-polską. „Mamo, tu wszyscy mówią po polsku!” – odkrył 5-letni DJ. na pierwszej stacji benzynowej po przejechaniu rzeki Olzy. Tak, synku, mówią. Mogłeś zapomnieć, w końcu taki jeden cały rok to aż 1/5 twojego życia. A w przypadku naszego najmłodszego syna – prawie połowa.

Wydawałoby się, że teraz będzie już z górki. Dotarliśmy, była piękna pogoda, dziadkowie stęsknieni, prababcia zdrowa, wujek i ciocia w przeddzień swojego ślubu przeszczęśliwi. Ale to wszystko wcale nie było takie proste (śmiało, możecie powiedzieć, że nadmiernie komplikuję, przyjmę to na klatę :D).

Pierwsze dni były pełne emocji. Dzieciaki potrzebowały czasu, żeby się odnaleźć. Wokół znajome twarze, ale jakby nieznajome miejsca. A ja poczułam wielką dezorientację. Niby byłam w domu, niby u siebie. Widok morza przejął mnie olbrzymim wzruszeniem i spokojem. Gdyby nie dzieciaki, mogłabym na nie patrzeć godzinami. Jednocześnie jednak uderzyła mnie świadomość, że to życie na Wybrzeżu biegło przez ten rok swoim trybem, a to moje życie w Bratysławie swoim. Że przeżyłam niezwykle trudny i intensywny rok, chyba najtrudniejszy w moim życiu. W zamknięciu, z poważną chorobą MN., z moim własnym rozsypaniem się na drobne kawałeczki, które dopiero od paru miesięcy pomalutku składam. I te dwie rzeczywistości istniały osobno. I tak po prostu jest, to jest coś, co po prostu muszę przyjąć, zaakceptować. Gdy jestem w Polsce u moich rodziców, mogę się stać na chwilę częścią tego świata, mogę chłonąć informacje, cieszyć się spotkaniami ze starymi znajomymi, odwiedzać dobrze znane miejsca, „nadrabiać”. Ale wszystkiego nadrobić się nie da, nie da się uzupełnić czasu, w którym się gdzieś nie było. I to jest ok, i to mi musi wystarczyć. Jest dobrze tak, jak jest. Póki to morze cały czas choć trochę pozostaje częścią mnie.


Stalo sa! Takmer po roku (stopky začali počítať čas v prvej polovici augusta 2020) sme prišli do Poľska. Dali sme sa zaočkovať, vypýtali sme deti na dva týždne zo školy, rozlúčili sme sa so svokrovcami, so švagrom sme dohodli otázku polievania kvietkov (vďaka! kvietky stále žijú!), dali sme do poriadku pracovné záležitosti a napokon sme prekročili tie magické hranice – najprv slovensko-české, potom vytúžené česko-poľské. „Mama, tu všetci hovoria po poľsky!” – zistil 5-ročný DJ na prvej čerpacej stanici po prekročení rieky Olše. Áno synko, hovoria. Mohol si na to zabudnúť, koniec koncov, taký rok to je až pätina tvojho života. A v prípade nášho najmladšieho syna – takmer polovica.

Mohlo by sa zdať, že teraz to už všetko pôjde ako po masle. Prišli sme, bolo pekné počasie, starí rodičia nás túžobne očakávali, babička bola zdravá, ujo s tetou tesne pred svojou svadbou prešťastní. To všetko však nebolo až také jednoduché (smelo, môžete povedať, že veci príliš komplikujem, beriem to na seba :D).

Prvé dni boli plné emócií. Deti potrebovali čas, aby si zvykli. Okolo nich samé známe tváre, ale miesta akoby nové. Ja som zas pocítila veľký zmätok. Bola som akoby doma, akoby vo svojom. Pohľad na more vo mne vzbudil veľké dojatie aj pokoj. Keby nebolo detí, mohla by som naň hľadieť celé hodiny. Zároveň som si však uvedomila, že ten život na Pobreží celý rok bežal svojím rytmom, ten môj v Bratislave tiež - nezávisle. Že som prežila neobyčajne ťažký a intenzívny rok, snáď najťažší vo svojom živote. V izolácii, s vážnou chorobou MN, s mojím vlastným rozbitím na tisíc malých kúskov, ktoré počas posledných mesiacov pomaličky opäť skladám. A tie dve reality existovali oddelene. Tak to skrátka je, je to niečo, čo musím prijať. Keď som v Poľsku u svojich rodičov, môžem sa stať na chvíľu časťou toho sveta, môžem vstrebávať informácie, tešiť sa zo stretnutí so starými známymi, navštevovať dobre známe miesta, „doháňať”. Ale všetko sa dohnať nedá. Nedá sa dohnať čas, v ktorom sme na danom mieste neboli. A je to ok, musí mi to stačiť. Je to tak ako má byť, kým je to more stále aspoň trošku mojou súčasťou.