piątek, 29 października 2021

On, ja i ona / On, ja a ona

W chwili, gdy czytacie te słowa, mam nadzieję, że dotarliśmy z M. bezpiecznie do Oslo, gdzie świętujemy naszą pierwszą dwucyfrową rocznicę ślubu i jego od dawna dwucyfrowe urodziny. To taki bardzo szczęśliwy moment w naszym życiu.

Dziś jednak chcę się z Wami podzielić kawałkiem mojego życia, który bynajmniej nie ma wiele wspólnego ze szczęściem. Po co? Bo osób mających podobne doświadczenia do moich jest bardzo dużo i bardzo łatwo je przeoczyć. A ostatnie, czego potrzebują, to być same ze swoim cierpieniem, choć z zewnątrz mało kto jest w stanie je pojąć.

Choruję na depresję. Podejrzewam, że towarzyszy mi od kilku lat, ale największe demony przyszły wraz z chorobą córki. A może po prostu miałam w tamtym momencie już bardzo mało sił do walki z nimi. Depresja to jest choroba, której nie widać z zewnątrz. To jest choroba, która skrywa się za uśmiechem, może czasem za idealnym życiem. To choroba, która obciąża całą rodzinę i zamyka osobę, którą dotknęła, w koszmarnie ciasnej klatce. W pewnym momencie widziałam wokół siebie już tylko ściany, które zaciskały się coraz mocniej.

Gdy piszę te słowa, czuję się mocna. Psychoterapia i farmakoterapia czynią absolutne cuda i jeśli mogłabym komukolwiek znajdującemu się w podobnym położeniu cokolwiek doradzić, to właśnie to – żeby się odważyć zawalczyć o siebie. Ale był moment, że zdążyłam zapomnieć, kim byłam, jaka byłam. Wydawało mi się, że zawsze byłam tak słaba, jak w momencie największego uderzenia choroby, że nigdy sobie z niczym nie radziłam. Jedyne, co sprawiało, że jeszcze trzymałam się jako tako na powierzchni, to moja rodzina. Obowiązków zawodowych nie zawalałam chyba tylko dlatego, że nie miałam żadnych zobowiązań „na już”, a te, które miałam od czasu do czasu, udawało mi się zrobić na oparach sił w „lepszych” momentach.

Gdy pół roku temu znalazłam pomoc, byłam na kolanach. Byłam przyparta do muru, nie zostało mi zbyt wiele opcji. W tamtym potwornym czasie nie mogłam podjąć lepszej decyzji, choć wcale nie postrzegałam tego wtedy jako jakieś bohaterstwo. Teraz tak to właśnie widzę. Jednak był jeszcze jeden bohater tamtego czasu. Mój mąż. Którego moja choroba dotykała bardzo mocno od samego początku, uczestniczył w niej niezwykle intensywnie, choć przecież nikt go nie wyposażył w wiedzę, co robić w takiej sytuacji, jak samemu nie oszaleć i jak uratować ukochaną osobę przed tragedią. Dziękuję mu za to, że był, że jest, że walczył, jak umiał, że rozumie, jak umie, że stara się ogarnąć cały ten mętlik mojego umysłu, który mu serwuję i przyjąć mnie taką, jaką jestem, po prostu. Dziękuję też mojemu terapeucie za ratunek, za wsparcie, za stanięcie w moim narożniku. I dziękuję sobie, że mimo tak strasznie, strasznie, strasznie nierównej walki, do której musiałam stanąć, nie dałam się. Długo się poddawałam, ale nie poddałam się ostatecznie.

Na koniec już tylko jedna krótka myśl – najgorsza w depresji jest ta bezbrzeżna samotność. Nie przeoczcie w swoim otoczeniu człowieka, który może Was potrzebować. Bo w depresji krzyk jest nieraz niemy. Mój był.



Keď čítate tieto slová, dúfam, že sme už bezpečne v Osle, kde oslavujeme s M. naše prvé dvojciferné výročie svadby a jeho už dávno dvojciferné narodeniny. Je to taká veľmi šťastná chvíľa v našom živote.

Dnes sa chcem však s Vami podeliť o kúsok svojho života, ktorý má skutočne máločo spoločné so šťastím. A prečo? Nuž, veľa ľudí prežíva niečo podobné ako ja a zároveň sa to dá veľmi ľahko prehliadnuť. A posledné, čo vtedy potrebujeme, je byť sami so svojou bolesťou, hoci málokto jej zvonka dokáže porozumieť.

Mám depresiu. Nazdávam sa, že ma sprevádza už niekoľko rokov, ale najhoršie časy nastali s chorobou mojej dcéry. Alebo som jednoducho v tamtej chvíli mala už primálo síl na to, aby som mohla zabojovať. Depresia je choroba, ktorú zvonka nevidieť. Je to choroba, ktorá sa ukrýva za úsmevom, niekedy možno za ideálnym životom. Je to choroba, ktorá ťaží celú rodinu a uzatvára osobu, ktorá na ňu trpí, v hrozne úzkej klietke. V istej chvíli som okolo seba videla už iba steny, ktoré sa okolo mňa uzatvárali čoraz tesnejšie.

Keď píšem tieto slová, cítim v sebe silu. Psychoterapia a farmakoterapia robia zázraky, a keby som mohla komukoľvek, kto sa nachádza v podobnom rozpoložení čokoľvek poradiť, bolo by to práve to - nebojte sa o seba zabojovať. Došla som však aj do takého momentu, keď som zabudla, kým som bola a aká som bola. Zdalo sa mi, že som bola vždy taká slabá, ako vo chvíli najťažších nárazov choroby, že nikdy som si s ničím nedokázala poradiť. Jediné, čo ma ešte ako-tak držalo nad vodou, bola moja rodina. V pracovných povinnostiach som nezlyhávala snáď len pre to, že som nemala žiadne záväzky, ktoré bolo treba vykonať okamžite, a tie, ktoré som mala, sa mi darilo vykonať zvyškami síl v „lepších chvíľach“.

Keď som pred pol rokom našla pomoc, bola som na kolenách. Bola som zahnaná k múru, nemala som už veľa možností. V tom strašnom období som nemohla urobiť lepšie rozhodnutie, hoci som to vtedy vôbec nevnímala ako nejaké hrdinstvo. Teraz to tak ale vidím. To obdobie malo však ešte jedného hrdinu - môjho manžela. Moja choroba sa ho dotýkala veľmi silno od úplného začiatku, zasahovala ho neobyčajne intenzívne, hoci mu nikto predtým nepovedal, čo v takej situácii robiť, ako sa nezblázniť a ako chrániť milovanú osobu pred niečím strašným. Ďakujem mu za to, že bol pri mne, že je, že bojoval tak, ako vedel, že tomu všetkému porozumel, nakoľko vedel, že sa snaží pochopiť celý ten miš-maš v mojej hlave, s ktorým sa stretáva, a prijíma ma jednoducho takú, aká som. Ďakujem aj môjmu terapeutovi za záchranu, podporu, za to, že pri mne stojí. A ďakujem aj sebe, že napriek tak mimoriadne nerovnému boju, ktorý som musela vybojovať, som sa nevzdala. Dlho som sa vzdávala, ale napokon som sa nevzdala.

Napokon už iba jedna krátka myšlienka - v depresii je najhoršia tá bezbrehá osamelosť. Neprehliadnite vo svojom okolí človeka, ktorý Vás možno potrebuje. Lebo krik je v depresii často nemý. Môj taký bol.