W niedzielę mam okrągłe urodziny. Nie dwudzieste, nie czterdzieste. A jeszcze kilka godzin temu wpadła do mnie w odwiedziny prawie 39-stopniowa gorączka. Zabójcza kombinacja ;). Ale piszę. Jest piątek po południu, ja ubrana w pidżamę, z rumieńcami na twarzy –pozostałościami wysokiej temperatury, siedzę w łóżku z komputerem na kolanach i rozmyślam.
Znalazłam się w takim miejscu w życiu, którego nie mogłam przewidzieć. Skłamałabym, gdybym napisała, że nie marzyłam o mężu, dzieciach, fajnej pracy. Ale na pewno nigdy w życiu nawet przez myśl mi nie przeszło, że wyjdę za obcokrajowca, że moje dzieciaki będą dwujęzyczne i że odnajdę się w pracy tłumacza. Te wydarzenia wiążą się z czymś jeszcze…
Kilkoro moich znajomych mieszka za granicą, kilkoro wspominało, że chciałoby żyć za granicą, że planują wyjazd. Przyznam, że słucham ich opowieści z wielkim zainteresowaniem. Zawsze bardzo ciekawią mnie ich motywacje i punkt widzenia, bo… jak dobrze wiecie, ja za granicą nigdy nie chciałam się znaleźć na stałe. Tymczasem żyję na Słowacji i muszę sobie z tym radzić. A radzę sobie, jak umiem.
Ostatnio po jakiejś większej scenie buntowniczo-krzycząco-piszczącej w wykonaniu mojej córki napisałam do mojego męża (który siedział w pracy), że najchętniej kupiłabym bilet na pociąg i pojechała na Wybrzeże. A jego to dotknęło. Tylko czy coś w tym niewłaściwego? Dla mnie nie. Bo tęsknię. Bo na Wybrzeżu są moi rodzice, babcie, brat, mnóstwo dalszej rodziny. Bo jak potrzebuję wsparcia czy zwykłego oddechu, to właśnie u nich mogę je znaleźć. Bo tam, nad morzem, jest dwadzieścia lat mojego życia, znajome kąty, znajome widoki. Nie chcę zapomnieć. Czy to znaczy, że niewystarczająco pożegnałam się z moim domem rodzinnym? Niewystarczająco odcięłam od czasów, gdy jeszcze nie byłam żoną i mamą? A czy w ogóle muszę? Coś w tym jest, że czy się ma dwadzieścia lat, czy pięćdziesiąt, to chyba zawsze wraca się do swojego domu rodzinnego z radością, z nostalgią. A gdy zaskoczy w życiu burza z piorunami, to tam na pewno można znaleźć schronienie. I dobrze mi z tą świadomością.
Mam kochającego męża, fantastyczne dzieciaki, ciepły dom, otwarty dla przyjaciół. Na Słowacji. Tu jest teraz moje miejsce. Mam już pierwsze kontakty z Polonią za sobą, będę szukać kolejnych. Przede mną ciągle sporo wyzwań, widzę kilka braków czy niedociągnięć w swoim życiu, widzę kilka sukcesów. Mam marzenia i plany, które próbuję osadzać w otaczającej mnie rzeczywistości. Ale cieszę się, że tych punktów zaczepienia jest więcej niż tylko w promieniu 100 kilometrów. I że – choć kotwicę zarzuciłam w Bratysławie – w razie potrzeby i bez nawigacji znajdę drogę nad morze.
V nedeľu mám okrúhle narodeniny. Ani dvadsiate, ani štyridsiate. A ešte pred niekoľkými hodinami ma navštívila takmer 39-stupňová horúčka. Zabijácka kombinácia ;). Ale píšem. Je piatok popoludní, sedím oblečená v pyžame, s rumencom na tvári – pozostatky vysokej teploty, sedím v posteli s počítačom na kolenách a premýšľam.
Ocitla som sa na takom mieste v živote, aké som nemohla predpokladať. Klamala by som, keby som napísala, že som nesnívala o manželovi, deťoch, dobrej práci. Ale určite mi nikdy v živote ani len nezišlo na um, že sa vydám za cudzinca, že moje deti budú dvojjazyčné a budem sa realizovať v práci prekladateľa. Tie skutočnosti sú spojené ešte s niečím...
Niekoľko mojich známych býva v zahraničí, niektorí nadhodili, že by chceli v zahraničí žiť, že plánujú vycestovať. Priznám sa, že počúvam ich plány s veľkým záujmom. Vždy som zvedavá na ich motiváciu a uhol pohľadu, pretože... ako dobre viete, ja som sa nikdy nechcela ocitnúť navždy v zahraničí. Jednako však žijem na Slovensku a musím si s tým poradiť. A robím to ako viem.
Nedávno som po nejakej väčšej buričsko-ukričanej-upišťanej scéne v podaní mojej dcéry napísala môjmu manželovi (ktorý sedel v práci), že by som si najradšej kúpila lístok na vlak a vycestovala k rodičom. Jeho sa to dotklo. Ale je na tom niečo nevhodné? Pre mňa nie. Lebo je mi smutno. Lebo tam na pobreží sú moji rodičia, staré mamy, brat, celá rodina. Lebo keď potrebujem podporu či obyčajný oddych, práve u nich to môžem nájsť. Lebo tam, nad morom, je dvadsať rokov môjho života, známe miesta, známe výhľady. Nechcem zabudnúť. Znamená to, že som sa nedostatočne rozlúčila so svojim rodným domom? Nedostatočne som sa odtrhla od čias, keď som ešte nebola manželkou a matkou? A či to vôbec musím urobiť? Niečo na tom je, že či má človek dvadsať, či päťdesiat, vždy sa vracia do svojho rodného domu s radosťou, s nostalgiou. A keď ho v živote prekvapí búrka s bleskami tam môže naisto nájsť útočište. S tým vedomím je mi dobre.
Mám milujúceho manžela, fantastické deti, príjemný dom, otvorený pre priateľov. Na Slovensku. Tu je teraz moje miesto. Prvé kontakty s Poloniou (organizácia pre Poliakov žijúcich v zahraničí) mám už za sebou, budem hľadať ďalšie. Predo mnou stále stojí mnoho výziev, vidím vo svojom živote niekoľko nedostatkov či nedokončených vecí, vidím zopár úspechov. Mám sny a plány, ktoré skúšam zasadiť do reality, v ktorej žijem. Ale teším sa, že tie pevné body nie sú len v rozmedzí 100 kilometrov. A že – hoci som zakotvila v Bratislave – v prípade potreby bez navigácie nájdem cestu nad more.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz