Gdy przed tygodniem redaktor audycji Prameň przeprowadzał ze mną i M. wywiad (na który już teraz serdecznie Was zapraszam –
będzie nas można usłyszeć /w języku słowackim/ w niedzielę 7 października o
godz. 22:05), padło pytanie o wrześniowy post. M. zażartował, że trzeba by o to
spytać za kilka dni i rzeczywiście – pomysł na ten wrześniowy wpis przyszedł do
mnie właśnie teraz, na 4 dni przed końcem miesiąca. Niektóre teksty nabierają
kształtu dużo szybciej, do niektórych robię notatki, a niektóre – jak ten – są
wynikiem jakiejś spontanicznej obserwacji naszego polsko-słowackiego
galimatiasu, którą chcę się z wami podzielić.
Tym razem padło na najmłodszego członka naszej rodziny,
niespełna 3-letniego DJ. O tym, że dzieci potrafią być bardzo różne, nie muszę
pewnie żadnego rodzica przekonywać. Tak jest i w naszym przypadku – nasza MN. i
mały DJ. rozwijają się w kompletnie inny sposób, w innym tempie, mają szalenie
różne temperamenty. Obserwacja ich jest czasem jak oglądanie naprawdę ciekawego
serialu, którego scenarzystom nie brakuje pomysłów na nowe rozwiązania nawet
podobnych – wydawałoby się – wątków. Tym, który teraz wypłynął na powierzchnię
w przypadku DJ., jest… tęsknota. Wiem, odmieniałam już to słowo w moich wpisach
przez wszystkie możliwe przypadki, a jednak widzę ją teraz jakby znowu w innym
świetle, przez pryzmat DJ.
Zaczęło się niewinnie – DJ. zaczął jakoś częściej wspominać
w ostatnich tygodniach babcię B., wypytywać, czy pojedziemy do niej ciuchcią
(efekt wakacyjnej fascynacji pociągami :)). W pewnym momencie jednak, gdy już
wiedział, że pojedzie do babci samochodem pod koniec miesiąca, zaczął
informować o tym otoczenie coraz częściej i częściej, a gdy dzwoniliśmy do
babci – chował się, przytulał, miał bardzo nieszczęśliwy wyraz twarzy.
Ewidentnie zaczął odczuwać trudności związane z rozłąką, zaczął świadomie
tęsknić, zaczęło do niego docierać, że babcia jest daleko i on chce ją
zobaczyć, a nie może. Co ciekawe podobne zachowania powtórzyły się już w
Polsce, na drugi dzień po spotkaniu z mamą chrzestną DJ., gdy mały usłyszał, że
spotka się z nią teraz dopiero na swoich urodzinach. Może to zabrzmi dziwnie,
ale dosłownie zobaczyłam przy okazji tych wydarzeń, jak na ramiona małego DJ.
zarzuca swój płaszcz tęsknota. Te pierwsze godziny, w których musiał się
zmierzyć z nieobecnością bliskich, sprawiały mu trudność, pozbawiały radości. Dotarło
do mnie, że on zaczyna wiedzieć, zaczyna rozumieć to, co jest udziałem całej
naszej rodziny. Pamiętam, że MN. też przechodziła ten etap, że też musiała się
nauczyć trudnej sztuki rozstania, a przynajmniej pogodzić się z faktem, że to
stały element naszego życia. Teraz przyszła pora na DJ., choć w moich oczach
jest ciągle taki mały.
Ktoś może spytać, skąd się to w ogóle bierze, dlaczego moje
dzieci przeżywają to tak mocno. Ja myślę, że to się bierze z miłości. I z
rozdarcia, które dzieciaki widzą też w nas, rodzicach. I jeszcze z tego, że
codziennie walczymy, by polskość i słowackość, nasze – rodziców – korzenie,
były im tak drogie, były równie ważne. Nasze dzieci żyją w ciepłym, przytulnym
kokonie, otoczone przez ludzi, którzy je bardzo kochają, ale… ten kokon budują
ludzie rozsiani bardzo, bardzo daleko. Ta bliskość mimo oddalenia ma swoją
cenę.
A łatwiej po prostu nigdy nie będzie. Za 10 dni wyjedziemy z
Polski i… wrócimy dopiero za ponad pół roku, na Wielkanoc. Z jeszcze jednym
przyszłym adeptem szkoły tęsknoty. Za to wraz z jego narodzinami jeszcze
bogatsi w pokłady miłości. Tak to chyba musi być – nasz galimatias ma swoją
cenę. A my ciągle chcemy ją płacić.
Keď so mnou a s
M. pred týždňom robil redaktor relácie Prameň rozhovor (na počúvanie ktorého Vás srdečne pozývam – budete nás môcť počuť / po
slovensky / v nedeľu, 7.10. o 22:05), padla otázka o septembrovom príspevku. M.
žartoval, že naň sa treba spýtať až o niekoľko dní a naozaj – nápad na tento
septembrový post som dostala práve teraz, 4 dni pred koncom mesiaca. Niektoré
texty dostávajú kontúry oveľa dlhšie, k niektorým si robím poznámky a niektoré
– ako tento – sú výsledkom nejakého spontánneho pozorovania nášho
poľsko-slovenského galimatiášu, o ktoré sa chcem s Vami podeliť.
Tentokrát prišiel
rad na najmladšieho člena našej rodiny, takmer trojročného DJ. O tom, že deti
dokážu byť veľmi odlišné, nemusím isto žiadneho rodiča presviedčať. Je tak aj v
našom prípade – naša MN a malý DJ sa rozvíjajú úplne rôzne, v inom tempe, majú
totálne rozdielne temperamenty. Pozorovať ich často pripomína pozeranie veľmi
zaujímavého seriálu, ktorého scenáristi majú kopu nápadov na nové riešenia,
dokonca aj v prípade veľmi podobných situácií. To, čo teraz vyplávalo na povrch
v prípade DJ, je... clivota (podľa slovníka: smutná túžba za niečím/niekým).
Viem, toto slovo sa už v mojich textoch vyskytlo v mnohých kontextoch, ale
teraz ho predsa vidím akoby v inom svetle, cez prizmu DJ.
Začalo sa to
nevinne – DJ začal v posledných týždňoch akosi častejšie spomínať starkú B.,
pýtať sa, či k nej pôjdeme vláčikom (v dôsledku prázdninovej fascinácie
železnicou :)). V istom momente, keď už vedel, že pôjde k starkej koncom
mesiaca autom, začal o tom čoraz častejšie informovať svoje okolie, a keď sme
starkej telefonovali, schovával sa, túlil a mal veľmi nešťastný výraz v tvári.
Evidentne začal pociťovať ťažkosti spojené s odlukou, začalo sa mu vedome
cnieť, začalo mu dochádzať, že starká je ďaleko, on ju chce vidieť, ale nemôže.
Zaujímavé bolo, keď sa takéto správanie zopakovalo aj v Poľsku, na druhý deň po
jeho stretnutí s krstnou mamou, keď počul, že sa s ňou stretne až na oslave
svojich narodením. Môže to znieť zvláštne, ale doslova som pri tejto
príležitosti videla, ako plecia malého DJ zahaľuje clivota. Tie prvé chvíle, v
ktorých sa musel zmieriť s neprítomnosťou blízkych, boli preňho veľmi ťažké,
vzali mu radosť. Došlo mi, že on začína vedieť, začína rozumieť to, čo je
údelom celej našej rodiny. Pamätám si, že MN tiež prechádzala tou fázou, že sa
musela naučiť náročnému umeniu odlúčenia alebo sa prinajmenšom vyrovnať so skutočnosťou,
že je stálou súčasťou nášho života. Teraz prišiel rad na DJ, hoci v mojich
očiach je stále taký maličký.
Niekto by sa
mohol spýtať, odkiaľ to vôbec pramení, prečo to moje deti tak silno prežívajú.
Myslím si, že sa to berie z lásky. A z rozorvania, ktoré deti vidia tiež na
nás, svojich rodičoch. A tiež z toho, že každodenne bojujeme o to, aby poľskosť
a slovenskosť, naše korene, boli aj pre ne drahé a rovnako dôležité. Naše deti
žijú v teplej, prítulnej kukle, obklopení ľuďmi, ktorí ich veľmi ľúbia, ale...
tú kuklu tvoria ľudia rozsiati veľmi, veľmi ďaleko. Taká blízkosť napriek
odlúčeniu má svoju cenu.
Ľahšie to proste
nikdy nebude. O 10 dní odídeme z Poľska a... vrátime sa až o viac ako pol roka,
na Veľkú Noc. S ďalším budúcim adeptom školy clivoty. Avšak po jeho narodení
budeme ešte bohatší na poklady lásky. Tak to asi musí byť – náš galimatiáš má
svoju cenu. A my ju stále chceme platiť.
Gratulacje, pieknp nowina :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy! :)
Usuń