Życie za granicą rządzi się swoimi prawami. Można oczywiście
nie nauczyć się języka, zamieszkać w polskiej dzielnicy (no, nie na Słowacji,
ale są polskie dzielnice w niektórych państwach :)), zatrudnić w polskiej
firmie i udawać, że właściwie nic się nie zmieniło, ale nie polecam. Jestem
głęboko przekonana, że jednym z najważniejszych zadań imigranta jest
znalezienie dla siebie miejsca w kraju, który wybrał i zaadaptowanie się.
Co właściwie przez to rozumiem? Na pewno podstawą jest
język, ale na to potrzeba czasu. Jednak oprócz języka jest jeszcze kwestia
poznania miasta i państwa, w którym się przebywa, otwarcia na kulturę, spotkania
ze sztuką, kontaktu z rodzimymi mieszkańcami… Całkiem sporo możliwości. I
wyzwań.
Każdy z nas ma inne zdolności przystosowania się, każdy
stawia własne granice w innym miejscu, może być łatwiej, może być trudniej,
krócej, dłużej, ale w tym całym wychodzeniu do nowego otoczenia zasadniczo
chodzi o jedno – by wyeliminować poczucie obcości. Bo za granicą nie ma chyba
nic gorszego, niż czuć się obco.
Tak naprawdę obcość ma w moim odczuciu aż trzy podstawowe
źródła. Jednym jestem ja sama – za każdym razem, gdy odrzucam to, co mnie
otacza, gdy nie rozumiem i nie chcę przyjąć tego, co inne na Słowacji. Nie o to
chodzi, żeby wszystkim się zachwycać, co to, to nie ;). Ale najważniejsze są tu
chęci, kolejne próby akceptacji tego, co wygląda inaczej niż w mojej ojczyźnie.
W przeciwnym razie sama pcham się w objęcia obcości, sama oddalam od tego, co
ma być moim domem, sama zaprzepaszczam to poczucie bycia częścią słowackiej
całości, które przecież codziennie misternie buduję. Inna sprawa, że Słowaczką
nie jestem i nigdy nie będę. Pewne kwestie kulturowe zawsze będą mnie odgradzać.
I tu przechodzimy do drugiego źródła – gdy wykluczają mnie Słowacy. Jednym z
jaskrawych przykładów tego wykluczenia jest wszędobylski język czeski. „Nie
rozumiesz czeskiego? Jak możesz go nie rozumieć? No nie, na pewno rozumiesz!” –
to standard w moich rozmowach ze Słowakami, gdy złoszczę się na czeskie filmy w
telewizji lub czeskie gazety w kiosku. Jasne, że rozumiem czeski lepiej niż
przeciętny Polak, ale ja nie mówię po czesku i póki co nie mam ochoty się tego
języka nauczyć. Tyle że nie znając go, doświadczam pewnego rodzaju wykluczenia.
A gdy Słowacy dziwią się, że mogę go nie rozumieć, gdy nie dostrzegają, że
pewne rzeczy dla nich oczywiste dla mnie wcale takie oczywiste nie są – moje
poczucie obcości tylko się pogłębia. I tu nie chodzi wyłącznie o ten nieszczęsny
język czeski, ale też niektóre słowackie tradycje, zwyczaje, sztukę – to
wszystko co dla „tubylca” jest codziennością. Ja tę codzienność nie zawsze
rozumiem. I ilekroć Słowacy tego nie pojmują i nie próbują mi pomóc, włączyć
mnie, przybliżyć pewnych kwestii – znajduję się poza nawiasem.
Jednak to chyba trzecie źródło obcości jest najbardziej
przykre i dokuczliwe. Chodzi o te chwile, gdy wykluczają mnie Polacy. Gdy nie
jestem dla nich dość polska, gdy żyję w ich odczuciu zbyt „słowacko”. Gdy
ośmielam się mówić po słowacku wtedy, gdy według nich miałabym mówić po polsku,
gdy czytam, czy oglądam coś, czego jako Polka nie miałabym, gdy mówię nie dość
dobrze po polsku albo nie pamiętam jakiegoś polskiego zwyczaju. To boli. Tyle
że to moje życie i to ja je muszę przeżyć tak, by być w nim jak
najspokojniejsza, jak najszczęśliwsza w ramach, które ukształtowały moje
wybory. I ci wszyscy Polacy, dla których jestem nie dość polska, i ci wszyscy
Słowacy, dla których jestem nie dość słowacka, nie przeżyją go za mnie i często
nie są w stanie zrozumieć jego realiów.
A realia są takie, że muszę żyć tak, by nie stracić własnej
polskości, poczucia przynależności do własnej ojczyzny, a jednocześnie muszę
umieć być częścią słowackiej wspólnoty, potrafić powiedzieć, że na Słowacji też
jest mój dom. Tu nie ma prostych rozwiązań, które byłyby uniwersalne dla
wszystkich ludzi znajdujących się w podobnym położeniu do mojego. Tu muszę
kierować się własnym rozumem i sercem, muszę oceniać, co jest dla mnie dobre, a
co nie, co jestem w stanie poświęcić, a z czego nigdy nie chcę rezygnować. I tu
pojawia się zadanie dla tych, którzy mnie otaczają – by nie oceniać, by nie
krytykować, by pomagać być zarówno dość polską, jak i dość słowacką. Bo skoro
wybrałam to polsko-słowackie życie, to chcę w nim być szczęśliwa. Ale nie
jestem tego w stanie osiągnąć sama, nie mogę być obca.
Pamiątka po bratysławskim tyglu kulturowym w latach międzywojennych - nagrobek słowacki, niemiecki i węgierski. |
Život v zahraničí
sa riadi svojimi vlastnými pravidlami. Samozrejme, nemusíte sa učiť jazyk,
môžete bývať v poľskej štvrti (no, nie na Slovensku, ale v niektorých krajinách
sú aj poľské štvrte :)), zamestnať sa v poľskej firme a predstierať, že sa v
skutočnosti nič nezmenilo – to však neodporúčam. Som hlboko presvedčená o tom,
že jednou z najdôležitejších výziev imigranta je nájsť si svoje miesto v
krajine, ktorú si vybral, a adaptovať sa.
Čo pod tým
vlastne rozumiem? Základom je určite jazyk, ale to chce veľa času. Okrem jazyka
je tu ešte otázka spoznania mesta a krajiny, v ktorej žijem, otvorenosti voči
kultúre, stretávania sa s umením a kontaktov s domácimi obyvateľmi... Skutočne
veľa možností. A výziev.
Každý z nás má
inú schopnosť prispôsobiť sa, každý si určuje svoje vlastné hranice na rôznych
miestach. Môže nám byť ľahšie, môže byť ťažšie, kratšie, dlhšie, ale v tom
celom otváraní sa na nové skutočnosti ide v zásade o jedno – zbaviť sa pocitu
cudzoty. Lebo v zahraničí snáď nie je nič horšie ako keď sa cítime cudzo.
Cudzota má v
skutočnosti z mojej perspektívy až tri základné zdroje. Jedným som ja sama –
vždy, keď odmietam to, čo ma obklopuje, keď nerozumiem a nechcem prijať to, čo
je iné na Slovensku. Nejde o to, aby som bola všetkým okúzlená, to určite nie
;). Najdôležitejšia je vôľa – opakovane skúšať akceptovať to, čo vyzerá inak
ako v mojej vlasti. V opačnom prípade samu seba zatváram do pocitu cudzoty,
sama sa vzďaľujem od toho, čo má byť mojim domovom, sama sa vzdávam toho
pocitu, že som časťou slovenského celku, ktorý predsa každodenne prácne
budujem. Iná vec, že Slovenkou nie som a nikdy nebudem. Niektoré kultúrne
otázky pre mňa vždy budú predstavovať bariéru. A tu prechádzame k druhému
zdroju – keď ma neprijímajú Slováci. Jedným z krikľavých príkladov takéhoto
neprijatia je všadeprítomná čeština. „Nevieš po česky? Ako môžeš nevedieť? No
nie, predsa isto rozumieš!” – to je klasika v mojich rozhovoroch so Slovákmi,
keď sa hnevám na české filmy v televízii alebo české časopisy v novinovom
stánku. Jasné, že rozumiem po česky lepšie ako priemerný Poliak, ale nehovorím
česky a zatiaľ ani nemám chuť sa ten jazyk naučiť. Avšak keďže ho nepoznám,
cítim sa v istom zmysle vylúčená. A keď sa Slováci čudujú, že nerozumiem, keď
im nezapne, že niektoré veci, ktoré sú pre nich samozrejmé, pre mňa vôbec
samozrejmé nie sú, vtedy sa môj pocit cudzoty len zosilňuje. A nejde len o tú
nešťastnú češtinu, ale tiež o niektoré slovenské tradície, zvyky, o umenie – to
všetko, čo je pre domorodca samozrejmosťou. Ja to nie vždy rozumiem. A vždy,
keď to Slováci nechápu a nesnažia sa mi pomôcť, neskúšajú ma zapojiť a
vysvetliť niektoré otázky, vyrastajú medzi nami bariéry.
Ten tretí zdroj
cudzoty je však snáď zo všetkých najbolestivejší a najnepríjemnejší. Ide o tie
chvíle, keď sa cítim cudzo kvôli Poliakom. Keď pre nich nie som dosť poľská,
keď podľa nich žijem príliš „po slovensky”. Keď sa osmelím hovoriť po slovensky
vtedy, keď by som podľa nich mala hovoriť po poľsky, keď čítam alebo pozerám
niečo, čo by som ako Poľka nemala, keď nehovorím dosť dobre po poľsky alebo si
nespomeniem na nejaký poľský zvyk. To bolí. Je to však môj život a ja ho musím
prežiť tak, aby som v ňom bola čo najpokojnejšia a najšťastnejšia v takých
hraniciach, ktoré vytvorili moje životné rozhodnutia. A tí všetci Poliaci, pre
ktorých nie som dosť poľská a tí všetci Slováci, pre ktorých nie som dosť
slovenská, za mňa ten život neprežijú a často nie sú schopní pochopiť jeho
realitu.
A realita môjho
života spočíva v tom, že musím žiť tak, aby som nestratila svoju poľskosť,
pocit príslušnosti k svojej vlasti, a zároveň musím vedieť byť súčasťou
slovenskej spoločnosti a dokázať povedať, že na Slovensku je tiež môj domov.
Neexistujú jednoduché riešenia, ktoré by boli univerzálne pre všetkých ľudí v
podobnej situácií. Musím sa riadiť vlastným rozumom a srdcom, musím
vyhodnocovať, čo je pre mňa dobré a čo nie, čo dokážem obetovať a čoho sa nikdy
nechcem vzdať. A to je aj úloha pre všetkých, ktorí sú v mojom okolí – aby ma
neposudzovali, nekritizovali a pomáhali mi byť zároveň dosť poľskou ako aj
slovenskou. Lebo keď som si už vybrala ten poľsko-slovenský život, chcem v ňom
byť šťastná. Nedokážem to však sama, nesmiem sa cítiť cudzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz