Dokładnie przed rokiem grudniowy tekst na moim blogu napisał
M. i nazwał go „Ciekawe
czasy”. Proroczy tytuł :). W tym roku nie pozostało mi nic innego, jak
dodać do niego dwójkę. Piszę sequel, zapnijcie pasy!
Rok 2020 rozpoczęłam z przytupem, bo od zapalenia i
usunięcia ósemki ;). Za to krótko potem dostałam fantastyczną propozycję
współpracy z wydawnictwem Pascal (czego efektem była druga edycja przewodnika po
Bratysławie) i byłam w siódmym niebie. W Szkole Polskiej planowałam w
tamtym czasie konkurs czytelniczy i dokończenie generalnych porządków, które
rozpoczęłam we wrześniu 2019 roku. Po cichu marzyłam też o jakimś wyjazdowym
weekendzie z mężem, bo w końcu JM. skończył w styczniu rok i na przestrzeni
2020 można było pomyśleć o podrzuceniu go na chwilę dziadkom (oczywiście w
pakiecie ze starszym rodzeństwem ;)).
Tymczasem w marcu przyszedł pierwszy kamień milowy tego
roku. Wiadomo, pandemia. I pierwsza cenna lekcja – coś, co uznaje się za
pewnik, nie zawsze tym pewnikiem będzie. Jak otwarta granica między Słowacją a
Polską. I moi oddaleni o tysiąc kilometrów rodzice zawsze na wyciągnięcie ręki.
Wiosnę uniosłam z trudem. Do maja była z nami moja mama,
która u nas po prostu utknęła
(co dla nas było błogosławieństwem), ale przez 2 następne miesiące M. chodził
do pracy, a ja miałam w domu całą naszą trójkę (plus własne obowiązki zawodowe).
W lecie trzeba było się zmierzyć z ograniczoną możliwością
planowania i koniecznością zmiany podejścia do kolejnych pewników, takich jak
coroczne wakacje na Węgrzech, które uwielbiamy. I cieszyć się tym, że w ogóle
udało się pojechać do Polski i odwiedzić słowackich teściów. To była lekcja
numer 2 – ostrożnie z planowaniem, bo czasem po prostu planować się nie da albo
nasze plany nie dochodzą do skutku. I trzeba się z tym jakoś zmierzyć.
Jednocześnie wakacje okazały się czasem odpoczynku, bycia razem, docenienia
rodziny. Ta rodzina to chyba jedna z najważniejszych rzeczy, za które jestem w
2020 roku wdzięczna.
Jesień przyniosła trochę normalności i oddechu w
pandemicznej rzeczywistości, bo nasze starszaki wróciły już na dobre do szkoły
i przedszkola. Poza tym po 7 latach nareszcie dociągnęliśmy z M. do końca jedno
wspólne marzenie i stworzyliśmy stronę internetową naszej firmy tłumaczeniowej,
COMPREHENDO, s.r.o. No i M. zdecydował
się na wspaniałe pół roku urlopu ojcowskiego. Gorzej było z moją pracą w Szkole
Polskiej, bo w październiku znowu musieliśmy się przenieść do podziemia (czyt.
do internetu ;)), ale z drugiej strony nauczyłam się dzięki temu mnóstwa nowych
rzeczy - ogarniam podstawową edycję filmów wideo (serio! Ostatnio zrobiłam
mojej teściowej koncert
online jej klasy fortepianu, sami zobaczcie, jestem dumna z efektu :)),
programy do obróbki zdjęć, do robienia grafik i plakatów. Zrobiła się ze mnie
trochę taka pani od wszystkiego :). W gruncie rzeczy odnajdywałam się w tych
wszystkich wyzwaniach, choć może coraz częściej wracało do mnie pytanie, czy
wyobrażam sobie spędzenie życia na Słowacji.
Aż przyszedł drugi kamień milowy tego roku, podejrzenie
nieuleczalnej choroby u MN. I ten mnie prawie zmiażdżył. Ale ostatecznie
przyniósł też ze sobą najcenniejsze lekcje minionego roku. Po pierwsze przeszłość
już była, przyszłości jeszcze nie ma, jest teraźniejszość. I to tu i teraz
trzeba żyć. I starać się ten jeden konkretny dzień, który trwa, uczynić jak
najszczęśliwszym, przeżyć go jak najlepiej, pomóc go przeżyć jak najlepiej
swoim dzieciom. Myślenie o przyszłości przez parę listopadowych tygodni
doprowadziło mnie na skraj rozpaczy. Ale – dzięki Bogu – było totalnie
pozbawione sensu, co udało mi się w końcu po wielkich bojach z samą sobą
zrozumieć. Za to druga prawda, którą przyniósł ten listopadowy kryzys, jest
jeszcze cenniejsza. Miłość jest absolutnie najważniejsza, dzięki miłości można
wszystko przetrwać. Nie mam pojęcia, co jeszcze przed nami, nie mam pojęcia, co
nas czeka w związku z chorobą MN., jak będzie się rozwijać pandemia, kiedy uda
nam się ponownie pojechać na Wybrzeże. Nie wiem, czy prędko „będzie lepiej”
albo czy w ogóle „będzie dobrze”. Ale wiem, że to przetrwamy. Bo jesteśmy
razem, bo się kochamy, bo otacza nas mnóstwo niesłychanie życzliwych nam osób i
w nawet największym kryzysie nie będziemy sami. Wy, moi drodzy czytelnicy,
również jesteście częścią tego kręgu i za to Wam dziękuję. Na 2021 rok życzę
nam wszystkim tego jednego – miłości. I jestem wdzięczna za każdą jedną lekcję
zdobytą w roku 2020, choć miały taką wysoką cenę.
Zdjęcie od wspaniałej mariamuhl.com |
Presne pred rokom
napísal decembrový text na mojom blogu M. a nazval ho Zaujímavé
časy. Prorocký názov :). Tento mi neostáva nič iné, iba k nemu pridať
dvojku. Píšem sequel, zapnite si pásy!
Rok 2020 som
začala energicky, od zápalu a vytrhnutia osmičky ;). Krátko nato som však
dostala úžasný návrh na spoluprácu s vydavateľstvom Pascal (čoho výsledkom bolo
druhé vydanie sprievodcu
po Bratislave) a bola som v siedmom nebi. V Poľskej škole som v tom čase
plánovala čitateľskú súťaž a ukončenie takého generálneho upratovania, ktoré
som začala v septembri 2019. Zároveň som potichu snívala o nejakom víkendovom
výjazde s M., pretože, koniec koncov, JM mal v januári prvé narodeniny a počas
roka 2020 by sa ho už dalo podhodiť na chvíľu starým rodičom (samozrejme, v
multipacku so staršími súrodencami ;)).
Namiesto toho
však v marci prišiel prvý tohtoročný míľnik. Samozrejme, pandémia. A s ňou
aj prvá cenná lekcia – ak niečo považujeme za istotu, nemusí to ňou aj zostať.
Ako napríklad otvorená hranica medzi Slovenskom a Poľskom. A moji
rodičia, ktorí boli aj napriek tisícke kilometrov medzi nami vždy na dosah
ruky.
Jar som zvládala
iba ťažko. Do mája bola s nami moja mama, ktorá u nás jednoducho uviazla
(čo bolo pre nás požehnaním), ale potom ešte dva mesiace M. chodil do práce
a ja som mala doma naše tri deti (plus vlastné pracovné povinnosti).
V lete sme
museli čeliť obmedzeným možnostiam plánovania a nutnosťou zmeny postoja
k ďalším istotám, takým ako sú každoročné prázdniny v Maďarsku, ktoré
milujeme. Museli sme sa tešiť z toho, že sa nám vôbec podarilo vycestovať
do Poľska a navštíviť slovenských svokrovcov. To bola lekcia číslo 2 –
opatrne s plánovaním, pretože niekedy sa to skrátka nedá alebo naše plány
končia v koši. A treba sa s tým nejako zmieriť. Zároveň však pre
nás boli prázdniny obdobím, keď sme si mohli oddýchnuť, byť spolu
a doceniť rodinu. Práve rodina je snáď jedna z najdôležitejších vecí,
za ktoré som v roku 2020 vďačná.
Jeseň priniesla
trochu normálnosti a oddychu od pandemickej situácie, pretože naše staršie
deti sa vrátili do školy a škôlky. Okrem toho sme po 7 rokoch konečne
dotiahli s M. do konca jeden spoločný sen a vytvorili sme webstránku
našej prekladateľskej firmy, COMPREHENDO, s.r.o. No a M. sa rozhodol pre rodičovskú
dovolenku. Horšie to dopadlo s mojou prácou v Poľskej škole, pretože
v októbri sme sa opäť museli stiahnuť do podzemia (čiže do online
priestoru ;)), na druhej strane som sa však vďaka tomu naučila mnoho nových
vecí – zvládam základnú úpravu videí (naozaj! Naposledy som mojej svokre pripravili
online koncert jej klavírnej triedy, sami sa pozrite, som hrdá
na tento výsledok :)), programy na úpravu fotiek, prípravu grafiky
a plagátov. Stala som sa trošku takým dievčaťom pre všetko :). V zásade
som sa zo všetkých tých výziev tešila, hoci sa ku mne čoraz častejšie vracala
otázka, či si viem predstaviť strávenie života na Slovensku.
Potom prišiel druhý míľnik tohto roka, podozrenie na nevyliečiteľnú chorobu u našej MN. A to ma skoro zničilo. Napokon však priniesol tie najcennejšie lekcie z končiaceho sa roka. Po prvé, minulosť už nie je, budúcnosť ešte nie je, no je tu prítomnosť. A treba žiť tu a teraz. A snažiť sa, aby ten jeden konkrétny deň, ktorý trvá, bol čo najšťastnejší, čo najlepšie prežitý, a pomôcť aj deťom, aby to tak vnímali. Myšlienky na budúcnosť ma počas tých niekoľkých novembrových týždňov priviedli až na pokraj zúfalstva. Ale vďakabohu, boli úplne nezmyselné, čo sa mi napokon po dlhých bojoch vo svojom vnútri podarilo pochopiť. No a tá druhá pravda, ktorá vzišla z novembrovej krízy, je ešte hodnotnejšia. Láska je absolútne najdôležitejšia, vďaka láske sa dá všetko zvládnuť. Netuším, čo je ešte pred nami, netuším, čo nás čaká v súvislosti s chorobou MN, ako sa bude vyvíjať pandémia, kedy sa nám podarí opäť vycestovať k rodičom. Neviem, či „bude lepšie“ už čoskoro alebo či vôbec „bude dobre“. Viem však, že to zvládneme. Lebo sme spolu, lebo sa ľúbime, lebo je v našom okolí mnoho neuveriteľne žičlivých ľudí a ani počas najväčšej krízy nebudeme sami. Vy, drahí čitatelia, ste tiež súčasťou tohto okruhu ľudí, za čo Vám ďakujem. Do roku 2021 nám všetkým želám iba jedno – lásku. A som vďačná za každú lekciu, ktorú som sa naučila v roku 2020, hoci ich cena bola vysoká.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz